sobota, 29 sierpnia 2015

Od Jonathan'a CD Ash'a

Po półgodzinnej walce z szafą, która na mnie spadła, zrezygnowany, zacząłem płakać. Bardzo bolała mnie lewa noga, najpewniej ją złamała któraś z półek. Wątpiłem, by ktokolwiek przyszedł. Ash nie daje znaków życia od sześciu godzin. Pewnie już odjechał, a ja dalej tu tkwię. Sam. Pod wielką, nowoczesną, czarną szafą. Ze zmiażdżoną nogą. Skazany na śmierć. Bez możliwości pomocy. Boże...
- Jona?- usłyszałem gdzieś z przepokoju. Pewnie mam przesłyszenia. Już wariuję z samotności i paniki- Jonathan! Gdzie jesteś?!- dobrze znany mi głos ciągle mnie nawoływał. Nie mogłem się odezwać, bo głos grzązł mi w gardle. Nagle zza futryny drzwi wyjrzały czarne ślepka, a nad nimi rozczochrane, tego samego koloru włosy. Widząc mnie, Ash zaraz do mnie doskoczył- Jona, nic ci nie jest?!
- Debilu, nie ogłuchłem, nie drzyj mi się do ucha! A poza tym, jakbyś nie zauważył, to wiesz... SZAFA MNIE PRZYGNIOTŁA!- ryknąłem, wytrzeszczając oczy z bólu, po czym zajęczałem. Na ten dźwięk Smoczasty zagryzł wargę, ale zaraz zaczął podnosić mebel. Gdy poczułem, że już na mnie nie leży, chciałem się wyciągać, ale noga skutecznie to uniemożliwiała. Ash'owi udało się postawić ją do pionu.
- No, wstawaj Jona- podał mi dłoń, na co pokręciłem głową. Ściągnął brwi i ukląkł przede mną- Co jest?
- Ashie, ja chyba złamałem nogę- wyszeptałem drżącym głosem, gdyż jeszcze nie przestałem płakać. Chłopak nachylił się nad moją nogą i dotknął ją delikatnie. Zawyłem głośno, odwracając wzrok. Nagle Ash zniknął za drzwiami. Już zacząłem go wyzywać w myślach, gdy wrócił z jakimiś dwoma kawałkami drewna, smatką i nożyczkami.
- Rozetnę ci nogawkę spodni, okay?- na to kiwnąłem głową. Zabrał się do roboty i chwilę później, moje ulubione jeansy były do wyrzucenia. Ale co jest ważniejsze, spodnie, czy zdrowie? Szczerze to kłóciłbym się... dobra, koniec żartów- Będzie boleć, przepraszam- wyszeptał schrypniętym głosem. Nie kłamał. Musiał unieść moją nogę, przyłożyć do niej drewno i owinąć to materiałem, żeby się trzymało. Ryczałem przy tym jak małe dziecko, a Ash tylko szeptał, że zaraz będzie lepiej, że przestanie boleć i że pojedziemy do lekarza. Gdy skończył, odłożył nożyczki na stolik, by mieć wolne ręce. Nim się spostrzegłem, znalazłem się na rękach starszego chłopaka. Nerwowo zacisnąłem palce na jego koszulce i przycisnąłem mocniej głowę do jego klatki piersiowej.
- Boli...- wyszeptałem cicho, a on zagwizdał, by przybiegł Angus.

(Ash? Weny za Chiny nie znalazłam)

Brak komentarzy: