czwartek, 13 sierpnia 2015

Od Nathaly CD Michaela


Spojrzałam w jego piękne szare oczy i cicho westchnęłam.
-Dziękuję, że wróciłeś po mnie...-Wtuliłam się w niego mocno. Był zdziwiony tym co uczyniłam, lecz odwzajemnił.
-Dla Ciebie wszystko małpko..-Zaśmiał się cicho pod nosem, a zaraz po nim ja.
-Nie jestem małpką.-"Odkleiłam się" od niego i uśmiechnęłam się od ucha do ucha. -Tak by the way. Mam zajebiste piżamy! -Uniosłam kciuk do góry, zamknęłam oczy i wyszczerzyłam się głupio.
-A jak! Mój stary T-shirt się na coś w końcu przydał.... -Obróciłam się by pokazać się w całej swojej okazałości. -No i te bokserki..
-Co?!- Szybko zakryłam skrawkiem bluzki swoje pośladki i zaczerwieniłam się.
-Oczywiście , lepiej byś wyglądała bez tych zbędnych ...szmatek. -Zachichotał.
-Michael! -Skarciłam go za to co powiedział
-Spokojnie Nat...
-Bo rzucę w Ciebie znów Luciferem! - Uniósł ręce w geście obronnym.
-No dobrze dobrze - Nadal z uniesionymi dłońmi usiadł na skraju łóżka. Nie spuszczał ze mnie wzroku. -Lucek.-Zawołał, a po chwili kot wbiegł i mało co nie wywalił się na zakręcie.
-Co za głupi kot... -Burknęłam .
-Czemu tak sądzisz? -Chwycił zwierzę i zaczął go smyrać pod pyszczkiem.
-Bo reaguje na tak samo głupie imię jakim jest Lucek -Podparłam boki dłońmi i trochę się pochyliłam.
-Bez przesady...-Lucifer zamruczał cicho, po czym przymrużył oczko i powoli zasypiał.
-Lubi Cię. -Podeszłam trochę bliżej.
-Zauważyłem.-Uniósł go do góry i tknął nosem w jego nosek. Podrapałam kotka za uszkiem. Szybkim ruchem odłożył go na bok, natomiast mnie chwycił za pośladki i pociągnął w swoją stronę. Leżałam na nim.-Zadam Ci proste pytanie... -Cała czerwona przytaknęłam.
-Chcesz tego czy nie? -Koniuszkami palców zaczął, powoli ściągać mi bokserki. Niepewnie przytaknęłam.
<Michael?>

Daniel

                                             
Witamy kolejnego wampira!!!
Daniel!!!

Hayley

                            
Witamy Hayley !!!

Od Michael'a C.D. Nathaly

Wpatruję się z rozbawieniem w dziewczynę.
- Nie wiem. Michael.... przestań. - jęczy. Widzę jak na nią działam i podoba mi się to. Przykładam usta do jej szyi. Lekko przejęzyczam po nich ustami i kłami. Drży pode mną .
- Michael... proszę – jęczy i próbuje się wyrwać choć używa ledwo swojej siły.
- O co mnie prosisz ? - pytam i przyciągam jej biodra do swojego torsu
- To nie jest śmieszne.... - szepcze mi w szyję. Podnoszę głowę i całuję ją w czółko.
- Nie zrobię nic czego nie będziesz chciała. Nigdy nie chciałem zrobić ci krzywdy i także teraz nie chcę maleńka. - szepczę. Daję ręce pod jej uda i podnoszę ją tak by usiadła na blat. Podchodzę do lodówki i wyciągam dwie butelki krwi. Podgrzewam je delikatnie w mikrofali bo wiem, że lubi ciepłą. Podaję jej, a ta patrzy się na mnie jak zaczarowana. Podsuwam butelkę pod jej usta. Dopiero teraz zaczęła pić bez protestów, że nie jest głodna. W tempie wampira poszedłem do sypialni i wziąłem jej ciuchy.
- Przebież się idziemy spać – powiedziałem i wyszedłem. Po chwili dziewczyna weszła do salonu przebrana. Podszedłem do niej i objąłem w tali. Pocałowałem w szyję ostatni raz. Nie mogłem się powstrzymać.
- Idziemy spać. Pamiętaj nie zrobię ci nigdy krzywdy...
Nathaly

Od Tenebris C.D. Arthur'a

Gdy weszłam do środka od razu co dało o sobie znać był wszechobecny kurz. Chcąc przejść kawałkiem korytarza nadepnęłam na obluzowaną deskę, która po poruszeniu się wniosła do góry ogromną warstwę tego paskudztwa. Kichnęłam.
-Przepraszam..-mruknęłam.
Ostatnie słoneczne promienie wpełzały leniwie do środka budynku, tym samym rzucając cudowne refleksy na starą, miejscami zdartą dębową podłogę. Ten dom musiał być naprawdę stary. W końcu w obecnych czasach nie produkuje się już tak ciężkich mebli, drzwi prowadzące do pokojów nie są już tak masywne. Zielonymi oczyma chłonęłam wnętrze pomieszczenia, do którego prowadziły pierwsze, a i otwarte drzwi. Weszłam tam. Stary, podjedzony już przez mole fotel, opanowany przez korniki drewniany stolik. Na nim leżała gazeta. Żółty, delikatny papier, starty już częściowo tusz. Dopatrzyłam się jednak daty, wydrukowanej w lewym górnym rogu. 18 września 1970 roku…
-Hm…na jedną noc powinno to nam starczyć..-ocenił Arthur, który pojawił się nagle za mną
-Tak…Na pewno- odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam
Zapadł zmierzch.
-Musimy sobie skombinować miejsce do snu. Nie marzę, co prawda o jakimś wygodnym posłaniu, ale przydałby się odkurzyć choć kawałek podłogi do tego celu..-westchnęłam-Zajmę się tym..
Z małej podróżnej torebki, którą cały czas miałam przy sobie wyciągnęłam kawałek materiału, którym z powodzeniem mogłam „zamieść” choć trochę tę zakurzoną podłogę. W sumie to dwa kawałki, równoległe do siebie, jeden dla mnie, a drugi- oczywiście- dla mojego towarzysza
-Okej..sądzę, że jest dobrze. Nie jakoś wybitnie, aczkolwiek czyściej niż wcześniej.
Z tej samej torby wyciągnęłam też mój czarny materiałowy płaszcz, który podczas podróży ucierpiał do tego stopnia, iż zamienił się w dwa osobne kawałki materiału.
-Chcesz?-spytałam towarzysza
Przez chwilę chłopak zastanawiał się, po czym przyjął część i podziękował.
Jako, iż boję się ciemności, oznajmiłam, że już pójdę spać, by nie męczyć się w wypadku, gdyby światło księżyca nie zawitało do nas przez okno.
***
Obudziłam się. A raczej zostałam obudzona. Za oknem szalała burza. Błysk. Grzmot. Krzyknęłam. Przyłożyłam rękę do swych ust i spojrzałam w prawo by zobaczyć czy nie obudziłam Arthura. Ten właśnie podnosił się do siadu. Kolejne grzmoty. Skuliłam się, okrywając peleryną i pisknęłąm cicho. Bałam się.

(Arthur?)

Od Mii CD Samuel'a

Nie zwracałam na chłopaka uwagi i nadal się bawiłam ogniem. Ale to świetne uczucie. Ogień lata mi pomiędzy palcami i mnie nie parzy. Uśmiecham się szeroko.
- No już, koniec zabawy z ogniem. Do jedzenia – chłopak znów się odzywa
- Zachowuję się jak piromanka..... - mówię do siebie. Chłopak chyba stracił co do mnie cierpliwość bo podniósł mnie od tyłu.
- Do jedzenia.
- Ale ja nie jestem głodna....
- Musisz jeść – patrzy na mnie lekko karcąco. Wzdycham i biorę kanapkę. Muszę przyznać, że są bardzo dobre.
- Nie jest wcale takie złe. - powiedziałam uśmiechając się – Wiesz jak się przemieniać ? Nauczyłbyś mnie ? 

Od Alaski C.D. Michael'a

Westchnęłam i spojrzałam na chłopaka. Po chwili odsunęłam się od niego i pociągnęłam kolana pod brodę.
-Może jak komuś to opowiem, ulży mi trochę. -Pomyślałam i przełknęłam gule w gardle.
- Bardzo dawno temu wioskę, którą zamieszkiwałam napadli łowcy nagród. razem z rodzicami udało mi się wymknąć. Dobiegliśmy do skarpy, która osunęła się. Wpadliśmy do wody, a moi rodzice nie umieli pływać. Zresztą nikt w wiosce nie lubił wody przez nasze moce, coś nas od niej odpychała, tylko ja pływałam w pobliskiej rzece. Starałam się uratować matkę, kiedy na nasz trop wpadli łowcy.  Zaczęli strzelać, raniąc mnie. Próbowałam utrzymać się na powierzchni, ale nie udało mi się. Tonęłam....  Kiedy myślałam, ze to już koniec zdarzyło się coś dziwnego. Nie wiem co się stało, ale obudziłam się na brzegu. obok ciał rodziców. Uciekłam..... od tamtej chwili boję się wody. od czasu, kiedy spotkałam tą wróżkę noc w noc śni mi się ten sam koszmar. -Słowa wydobywały się ze mnie coraz szybciej, a w oczach zalśniły łzy. Michael wpatrywał się we mnie przez pewien czas.
-Jaką masz moc?-Zapytał, a ja usiadłam po turecku.
Brunet wpatrywał się dłuższą chwile w moje dłonie.
-Wiem gdzie jest ten amulet, o którym mówiła wróżka.-Powiedział, a ja spojrzałam na niego.-W wodzie...-Szepnął.
Michael

Od Nathaly CD Michael'a

Przeszył mnie przyjemny dreszczyk. Od razu zaczerwieniłam się i zawstydzona wstałam, po czym uniosłam dumnie głowę.
-Cóż się takiego stało...Małpko?-Michael zaśmiał się cicho, lecz prowokująco.
-Ty dobrze wiesz -Nadęłam policzki.
-Oj no. -Wstał i delikatnie objął mnie w talii, szepczącz przy tym parę sprośnych słówek. Gwałtownie się odwróciłam.
-I że to niby ja zachowuję się jak zjarana?!- Skarciłam go.
-Ale ja nic nie mówię, iż aż jestem zjarany...-Delikatnie pochylił się nad moim uchem i cicho, niemalże szeptem oznajmił.-Mówię to co nasuwa mi się na język.- BOŻE. CZEMU MĘSKI GŁOS JEST TAKI .... ORGAZM.
-P-przestań..-Odchyliłam do tyłu głowę i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się łobuzersko. Starałam się myśleć trzeźwo, lecz na próżno.-M-michael!
-Hmmmm? Co jest..Małpko?
-Doooosyć tego dobrego -Próbowałam wyrwać się z tego żelaznego uścisku...Na nic..-Jaja se robisz? Czy co? -Zmarszczyłąm brwi, lecz ten zaśmiał się i pokręcił głową.
-Ah Nat.... Domyśl się .
<Michael?>

Od Arthur'a CD Tenebris

-Właśnie podążam na wschód. - Zaśmiałem się cicho. - Dziwny zbieg okoliczności, ale tam właśnie mieszka mój kolejny pracodawca.
Podrapałem się nerwowo w tył głowy, nastała chwila  ciszy.
-Wiesz na drugim końcu miasta widziałem opuszczony dom... -  Zacząłem. - Jeśli chcesz możesz tam spać. - Miło rozmawiało mi się z Tenebris, polubiłem ją.
-W sumie czemu nie. Do brata nie chce mi się jakoś iść.
-W takim razie chodźmy, bo zanim przedrzemy się przez centrum minie kupa czasu. - Westchnąłem teatralnie rozładowując trochę napięcie. Tenebris i za zaczęliśmy się śmiać.
-Znam drogę na okrągło. - Powiedziała, a raczej zaproponowała.
-Prowadź. 
Oboje ruszyliśmy, wytłumaczyłem jako tako gdzie ten dom jest. Dziewczyna zajęła się opracowaniem drogi. Kiedy dotarliśmy na miejsce był już późny wieczór.
-To tu. - Wskazałem na malutki budynek. Nie był stary, ale nie należał też do najnowszych. Staliśmy przed drewnianą kładką. Spojrzeliśmy na siebie jakby pytając się czy powinniśmy tam wchodzić. Jednak odpowiedź była prosta, idziemy. Ostrożnie weszliśmy po schodach do tylnego wejścia, które oczywiście było zamknięte. Mogliśmy je całkowicie zniszczyć, a i tak nikt by się nie zorientował. No bo kto obchodzi cudze domy podczas spaceru?
Użyłem swojej siły i zdjąłem drzwi z zawiasów. Zachowałem się jak gentlemen i wpuściłem dziewczynę pierwszą do środka. W środku widać było, że nikt dawno tutaj nie przychodził ani nie mieszkał.
 

Tenebris?

Od Michael'a C.D. Alaski

Obudziłem się w nocy słysząc krzyki. Na początku nie wiedziałem co się dzieje. Czy to sen czy jawa. Ale skoro jestem przytomny to jawa. Idę szybko do pokoju w którym śpi dziewczyna. Rzuca się po całym łóżku krzycząc. Siadam koło niej na łóżku i trzęsę ją za ramię.
- Alaska, to tylko sen. Obudź się – mówię spokojnie by jej nie przestraszyć. Zrywa się nagle, a gdy się odezwałem spadła z łóżka. Było mnie jej szkoda. Dlatego prosiła mnie bym nie gasił światła.
- Przepraszam, wszystko dobrze?
- Tak, to tylko sen – mówi szeptem siadając na łóżku
- Nie to nie był sen. Krzyczałaś i wiłaś się po całym łóżku. To koszmar. Co ci się takiego stało? - pytam spokojnie
- Nie chcę o tym mówić – odpowiada bezgłośnie. Wzdycham i przyciągam ją do siebie. Czuję się trochę dziwnie.
- Shhh wszystko będzie dobrze.
Alaska

Od Shelby CD Vincent'a

-Naturalnie. A jakiego szukasz? Przed jakim złem ma być chroniący?-zapytał.
-Czarną magią.-odparłam z uśmiechem.-Jednak mam pewną prośbę : nie chcę by kryształ był dużej wielkości.
Mężczyzna popatrzył na kilka amuletów które były rozłożone. Po chwili zmarszczył brwi i westchnął.
-Musi mi pani wybaczyć na moment.
-Spokojnie. Nie śpieszy mi się.-ponownie się uśmiechnęłam.
Mężczyzna oddalił się od stoiska i wszedł do niewielkiego budynku. Zapewne tam znajdowały się wszystkie jego towary. Ja nie potrzebowałam takiego budynku,w końcu na swoim stoisku sprzedawałam jedynie kwiaty oraz ręcznie robione ozdoby. W porównaniu z takimi towarami moje nie są jakieś specjalnie rozchwytywane jednakże nie narzekam na brak klientów.
Rozejrzałam się dookoła,dostrzegałam w tłumie znajome twarze. Oczywiście posyłałam im ciepłe uśmiechy,każdy to odwzajemniał. Większość to moi klienci..
Może i znam wiele osób ale nie są mi one specjalnie bliskie. Brakuje mi tego że nie mam z kim szczerze porozmawiać. Dotychczas o każdym problemie rozmawiałam z moją matką jednak gdy ponownie wyszła za mąż..to było za wiele.
Westchnęłam cicho i spojrzałam w górę,bezchmurne niebo..uwielbiam takie pogody.
Z moich przemyśleń wyrwało mnie skomlenie. Spojrzałam na chodnik,przede mną siedział..pies? Nie..zdecydowanie nie pies. Może..lis? Miał śnieżnobiałe futro i śliczne ciemne oczy. Przykucnęłam przy zwierzęciu i wyciągnęłam w jego stronę błoń,obwąchał ją i polizał. Uśmiechnęłam się radośnie i pogłaskałam go po głowie.
W tym samym momencie do stoiska wrócił mężczyzna.
-Calin.-spojrzał na zwierzę.-Nie powinieneś czasem stać na moim miejscu i pilnować straganu? Tobie tylko pieszczoty w głowie. Przepraszam panią za niego.
Zaśmiałam się i podniosłam.
-Nic się nie stało,naprawdę. Sprawianie przyjemności takim uroczym zwierzątkom to również przyjemność dla mnie.

(Vincent?)

Od Samuel'a CD Mii

-Widzę, że też znasz magię ognia. - Uśmiechnąłem się delikatnie. "Nie tylko Ty jesteś sama."dodałem w myślach. Nie miałem ochoty opowiadać jej o swojej przeszłości.
-Jak masz na imię? - Zapytała.
-Jestem Samuel. - Odwróciłem się od okna i spojrzałem na dziewczynę, która bawiła się płomykiem ognia. - A Ty jak masz na imię?
-Mia.
Skupiłem się i użyłem znowu czarów. Tym razem aby przygotować dziewczynie jakąś kolację. Nie lubiłem gotować więc bardzo często używałem magii. kolejny plus bycia niezgodnym.
Po kilku minutach pojawiła się skromna kolacja.
-Zjedz coś, jesteś jeszcze słaba. - Powiedziałem podchodząc i dając jej miskę.
-Nie jestem głodna. - Powiedziała i nawet na mnie nie spojrzała. Przewróciłem tylko oczami.
-Może nie jest jakaś wykwintna ale zawsze to coś. Zjedz to. - Mówiłem łagodnym i przyjaznym tonem.
Mia?

Od Kate Cd. Samuel'a

Nie miałam ochoty walczyć.
-Nie zginiemy oboje, ponieważ każdy z nas zadałby ostateczny cios w innym czasie. Nie będę z tobą walczyć, za dużo niezgodnych już zginęło.
-Zginęło przez takich jak ty, którzy ruszali do walki bez przygotowania, przez ciebie nie przeze mnie zginął twój kochaś. - mówił to ze stoickim spokojem, a ja nie mogłam tego znieść jak spokojnie mówi o umieraniu, jak rani mnie tym wypominając mi ciągle, że Drake nie żyje. Zeskoczyłam z gałęzi i wylądowałam miękko na trawie. Wstałam i skierowałam się w las. Nie mogę używać zabójczej magii w obrębie drzewa. Zbyt długo zwlekałam z uratowaniem go. Nie miał już mocy, nie był już tym kim dawniej. Dylan uciekł jak tylko wszyscy skupili na mnie uwagę... dupek. Rozwinęłam skrzydła i poleciałam z powrotem do północnej strefy, do wyrwy w ścianie. Podeszłam spokojnie do ciała, którego jeszcze nikt nie wziął. Muszę go stąd zabrać i pogrzebać w odpowiedni sposób, nie mogę go tak zostawić. Nie dam rady przenieść ciała bez pomocy, będę musiała się porządnie osłabić by go stąd zabrać. Pozbierałam myśli i spojrzałam na ciało, które uniosło się kilka stóp nad ziemię. Podniosłam łuk z ziemi, który tu został po jatce jaką zgotowałam tym wszystkim co go skrzywdzili. Wszyscy zasługują za śmierć, nawet ten parszywy niezgodny. Kiedy udało mi się wylecieć z twierdzy kilka ostatnich metrów na ziemię pokonałam już bez skrzydeł bezwładnie spadając, tak osłabiły mnie emocje, walka z nim i użycie czarów w pełnym skupieniu. Opadłam na liście. Nie do końca rozpoznawałam tą część lasu, ale w obecnym stanie mało mnie to obchodziło. Spojrzałam na martwe ciało przyjaciela kilka stóp ode mnie. Poczołgałam się tam. Teraz mogłam go spokojnie opłakać. Zrobiłam to, ostatecznie pochowałam go bez użycia magii, w miejscu, które oboje kochaliśmy w lesie. Zaznaczyłam to miejsce wyjąc na kamieniu imię i nazwisko oraz krótkie epitafium "spoczywasz tu... w lesie... gdzie zawsze kochaliśmy przebywać". Chciałabym go przywołać, ale nie mogę to jedyna rzecz której nie mogę zrobić zmusić go by wrócił. Wycieńczona, po kilku krokach poczułam ukłucie w okolicach szyi. Chciałam podrapać się w tamto miejsce, ale wyczułam metal, wyszarpnęłam małą strzałkę
-Strzałka usypiająca. - mruknęłam jakby pytająco i opadłam na ściółkę widząc jeszcze kogoś w białym fartuchu łapiącego mnie za nadgarstek pewnie w celu sprawdzenia pulsu. I straciłam przytomność już wiedząc gdzie się obudzę.

<Samuel?>

Od Alaski C.D. Michael'a

-Wszystko w porządku?-Zapytał, a ja nie pewnie kiwnęłam głową.
-Możesz jej nie gasić?-Zapytałam cicho, a Michael patrzył na mnie na początku z niewyraźną miną, ale potem kąciki jego ust poszły do góry.
-Dobrze.-Szepnął, a ja  uśmiechnęłam się wdzięcznie. Brunet wyszedł z pokoju, a ja westchnęłam i wtuliłam się w poduszkę.  Ledwie zamknęłam oczy, a znowu ten koszmar.
Napadli na naszą wioskę i wszystkich zaczęli wybijać. Uciekałam z rodzicami, aż do skarpy, która pod naszym ciężarem się osunęła. wpadliśmy do wody, a moi rodzice zaczęli się topić. Starałam się ich ratować., dopłynąć chociaż do jednego. Byłam blisko matki, kiedy poczułam przeszywając ból w ramieniu. Łowca postrzelił mnie, a ja zaczęłam się topić. Z trudem unosiłam się na powierzchni. Woda dookoła była zabarwiona na czerwono od mojej krwi.Z każda sekundą słabłam, aż w końcu się poddałam. Zaczęłam opadać na dno tracą przytomność. Nie wiem co stało się dalej, ale ocknęłam się na brzegu obok ciał rodziców.
Zerwałam się w środku nocy. Westchnęłam i odpadłam z powrotem na poduszkę przecierając twarz dłońmi.
-Wszystko w porządku?-Usłyszałam obok ucha. Obróciłam się gwałtownie, czego nie przemyślałam i skończyłam na podłodze.
-Przestraszyłeś mnie.-Szepnęłam podnosząc się z ziemi.
Michael

Od Samuel'a CD Kate

Do tej pory w swoim życiu potkałem parę osób niezgodnych. Tymi osobami byli moi rodzice, którzy już odeszli ale mniejsza o to. Było nas mało, za mało aby walczyć ze sobą. Walka nie miałaby żadnego sensu bo mamy taką samą siłę oraz zdolności. Byłem i tak już na nią wściekły. Nie dość, że zniszczyła mój plan to jeszcze atakowała mnie kiedy chciałem ją uratować. Czasami naprawdę żałowałem, że mam w sobie krew anioła.
W ułamku sekundy łuski się zregenerowały. Dziewczyna wbiła mnie w ścianę i uciekła. w między czasie jeszcze zadała mi jakieś pytanie. Nie miało ono dla mnie żadnego znaczenia.
Nim wylądowałem na ziemi moje ciało zostało całkowicie zregenerowane. Przybrałem ludzką postać, znaczy się moje oczy błyszczały dalej, a kły pozostały dalej. Zmieniłem się w czarnego olbrzymiego wilka demona. Złapałem trop niezgodnej. Po kilku minutach odnalazłem ją, siedziała na drzewie. Zmieniłem się w człowieka. Moje oczy płonęły nadal rozświetlając mrok wokół. Zauważyła mnie.
-Czego chcesz? - Warknęła głośno. Włożyłem tylko ręce do kieszeni, zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się. Zmieniłem się w cień i przedostałem na sąsiednią gałąź. Dziewczyna dopiero po kilku sekundach zorientowała się gdzie jestem.
-Czego ja chcę? A może czego chciałem? - Mój głos przecinał powietrze jak brzytwa, chodź mimo tego nadal był opanowany i ani przez chwilę nie podniosłem go nawet o ton. - Chciałem uratować ich wszystkich. Ale Ty musiałaś odstawić jakąś brawurową akcję aby ratować "obiekt 208". Niestety przez Twoją lekkomyślność on i reszta nam podobnych właśnie umiera. Zadowolona z siebie?
-Zamknij się wreszcie! - Krzyknęła. - Ja przynajmniej się ruszyłam aby coś zrobić, a Ty? Siedziałeś bezczynnie na du**e i nie kiwnąłeś nawet palcem...
-Wkupiłem się w łaski tamtych skur******w aby móc ratować naszych! Dwa lata poszły się je**ć bo chciałaś uratować swojego kochasia. - Dziewczyna wolałaby chyba abym zaczął krzyczeć niż mówić tak spokojnie.
Zamachnęła się aby mnie uderzyć. Złapałem jej dłoń w locie, spojrzałem jej w oczy.
-Chcesz walczyć nie ma problemu. - Uśmiechnąłem się podle obnażając kły. - Już możesz pożegnać się z życiem bo tak jak mówiłem oboje umrzemy. Jesteśmy sobie równi.
Kate?

Od Vincent'a

Ludzie przychodzą i odchodzą. Za każdym razem widzę jedynie ich twarze pełne trosk i straconych nadziei. Poznanie ich imienia, ani ich historii nie jest mi dane. Jednak z łatwością można ich przeszłość odgadnąć. Ten mężczyzna, w drogim płaszczu, lecz zużytych butach przeżył swoją rodzinę - pewnie zabita przez jakiegoś nadnaturalnego. A ta kobieta z dzieckiem uciekła przed mężem - alkoholikiem. I jeszcze to rodzeństwo - rodzice ich nie chcieli. Woleli mieć co do garnka włożyć, niż głodować wraz z dziećmi. Widok ich wszystkich kuje w sercu i w duszy. I wojna wcale nie była przyczyną tych wszystkich nieszczęść, a jedynie kolejnym zdarzeniem w ich już i tak bezsensownej egzystencji. A ja to obserwuję. Chciałbym być bezstronnym pomocnikiem, zwiastunem dobrego czasu, który niegdyś nadejdzie. Niestety, moja rasa zepchnęła mnie na jedną stronę medalu - przeciwnik ludzkości. Jestem aniołem. Ludzie nie mogą mnie zaakceptować, ze względu na moje pochodzenie i umiejętności. Choćbym chciał ich uratować - i tak ostatecznie wbiją mnie na pal, uprzednio odrywając skrzydła jako trofeum. Właśnie dlatego ukrywam się, podróżując jako handlarz. Sprzedaję przedmioty, kupuję przedmioty, lecz nie tylko rzeczami materialnymi handluję. To informacje są najcenniejszym towarem. Ode mnie można dowiedzieć się wielu ciekawych wiadomości. Nie, nie tylko moim magicznym pobratymcom pomagam - ludziom także oferuję pomoc. Tyle, że oni rzadko z niej korzystają. Ale staram się. Nie przejdę obojętnie obok żadnej cierpiącej istoty - choćby była upadłym, bądź socjopatą. Także tego pogodnego poranka rozmyślałem nad sytuacją panującą w kraju. Ludzie wymyślają coraz to sprytniejsze i niebezpieczniejsze bronie. Nagle pewna osoba podeszła do mojego straganu.
- Sprzedajesz może ochronne amulety?
Jeszcze w życiu nie widziałem tak promiennej twarzy.

Ktoś? :>

Od Michael'a C.D. Alaski


Naprawdę nic ciekawego nie ma dziś w TV. Cieszę się, że dziewczyna zgodziła się nauczyć pływać. Dziewczyna zaczęła zasypiać wtulona w moje ramię. Westchnąłem i objąłem ją ramionami tak że leżała mi na piersi. Delikatnie odsunąłem ją od siebie i pod głowę dałem poduszkę w którą od razu się wtuliła. Uśmiechnąłem się do siebie i ruszyłem do sypialni. Postanowiłem wymienić pościel. Tamta pachniała mną i wolę by spała pod czystą. Nałożyłem czarną satynę na pościel i ładnie pościeliłem, tak by można było do niej od razu wejść. Po cichu poszedłem do salonu i delikatnie podniosłem dziewczynę. Wtuliła się w tą poduszkę i nie chciała puścić. Jakby tuliła do siebie misia. Mamrotała coś pod nosem gdy ją niosłem. Delikatnie położyłem ją i przykryłem. Nadal tuliła do siebie podusię. Wyszedłem zostawiając lekko uchylone drzwi. Postanowiłem iść się wykąpać po całym dniu. Gdy wyszedłem chciałem od razu kierować się na kanapę spać ale w sypialni paliło się światło. Dobrze pamiętam jak je gasiłem. Alaska musiała się obudzić i je zapalić. Wszedłem do pokoju i już miałem zgasić lampkę gdy dziewczyna złapała mnie za rękę. Popatrzałem na nią zdziwiony.
???.

Od Michael'a C.D. Nathaly


Zaśmiałem się choć to co mówiłem było prawdą.
- No co ty! On sam przez ciebie ledwo żyje. - oskarża mnie
- Trzeba było iść małpko, a nie leżeć – zaśmiałem się widząc jej minę
- Michael! Przestań tak mnie nazywać! - i znów podchodzi do mnie z taką powagą jak wcześniej. Jak ja kocham ją drażnić....
- No ale jesteś małpką -robię minę zbitego psa i zabieram jej szybko kota z rąk i rzucam go na kanapę na co dziewczyna piszczy.
- Co ty robisz z moim kotem !
- Przeleciał już gorsze trasy – zaśmiałem się chodząc wokół kanapy tak by mnie nie złapała.
- Chodź tu – mówi zbulwersowana
- Złap mnie małpeczko.
- Dobra ! Tak chcesz się bawić więc dobrze! Ale oberwiesz – powiedziała i zaczęliśmy ścigać się po całym domu. Stałem przy oknie w kuchni gdy wbiegła jak strzała i pośliznęła się na wodzie którą wcześniej wylał Lucek. Poleciała prosto na mnie. Oboje wylądowaliśmy na ziemi tyle, że ona na mnie. Dokładnie siedziała na moim torsie i ręce nad głową. Uśmiechnęła się zwycięsko.
- Mam cię! - krzyknęła uradowana. Pochyliłem głowę w stronę jej ucha i szepnąłem łaskocząc jej płatek swoimi ustami.
- Jesteś tego taka pewna?
????

Od Alexa cd Taigi

Stałem obserwując wynurzającą się co chwilę dziewczynę. Zebrałem jej rzeczy z mostu i zszedłem na brzeg. Stałem gotowy, w razie gdyby potrzebowała pomocy. Wypływała coraz bardziej zaniepokojona. Westchnąłem, wywróciłem oczami. Zdjąłem bluzę i wskoczyłem do wody aby pomóc dziewczynie. Woda była dość zimną.
-Będę szukał po tej stronie-powiedziałem do dziewczyny.
-Dobra.
Zanurkowałem. Po kilku minutach znalazłem jakiś łańcuszek. Wypłynąłem nad powierzchnię i podpłynąłem do dziewczyny.
-To ten?
-Tak-odetchnęła z ulgą.
-Jak tak to wracamy na brzeg.
Popłynęliśmy do brzegu i wyszliśmy na niego.
-Powiesz mi dlaczego ten łańcuszek jest dla Ciebie taki ważny?

Taigi?

Od Tenebris C.D. Arthur'a

-Nie, nie trzeba. Źle czułabym się z tym, że "zabieram" twoje jedzenie..-zaśmiałam się cicho
-Ale, nie ma sprawy! Częstuj się..
Jak na złość zaburczało mi w brzuchu. No tak..Od jakiegoś czasu nic nie jadłam. Arthur spojrzał na mnie wyczekująco, a ja nieśmiało wyciągnęłam rękę i urwałam sobie kawałek pieczywa.
-Dziękuję..-spuściłam głowę i zaczęłam wpatrywać się w podłoże.
Cała ta sytuacja wydawała mi się dziwna, a atmosfera napięta..
-Nie ma sprawy...-chwila milczenia-Skąd jesteś?
Spojrzałam na brązowookiego, a na jego ustach widniał delikatny uśmiech
-Z Wschodniego Sektoru. Mieszkam w Otaledo...Przybyłam tu na prośbę brata, ale cóż... Nie było żadnego powitania tylko "Ah. Nie już nic." i zamknięcie mi drzwi przed nosem..Więc.... Więc teraz pragnę tu przenocować, a rano z powrotem ruszyć do domu.- zaczęłam mówić, lecz wątpiłam, że go to obchodzi- A Ty? Co Ty tu robisz, Arthurze..Jeśli oczywiście można się spytać.
Uśmiechnęłam się do niego.

(Art?)

Ash

Witamy drugiego smoka
Ash

Od Kate Cd. Samuel'a

Zmieniłam się w jego szponach we wielkiego smoka o czerwonych niczym krew łuskach, wyrwałam się z jego szponów odłupując mu niewielki płat łusek z podbrzusza. Jako smok nie byłam zbyt zwinna więc zmieniłam się w powietrzu w człowieka byliśmy dobre 300m nad ziemią. zanurkowałam w stronę ziemi i kilka metrów dalej miałam skrzydła na plecach jedno było czarno karmazynowe drugie biało niebieskie. wystrzeliłam do góry tak by przeciąć napastnikowi drogę. Jak na zawołanie w moich rękach pojawiły się miecze.
-I co, dalej jesteś taki odważny? - zapytałam spoglądając kątem oka na wyrwę w ścianie, którą zrobiliśmy, czy raczej on zrobił. zwierzęca postać i jego szpony to było złe połączenie bo z moich pleców i po skrzydłach spływały kropelki krwi, a koszulka lepiła mi się do skóry. Nie powinnam walczyć z niezgodnym i tak jest nas już niewiele. Deszcz strzał poszybował z dołu w naszą stronę zgrabnie je ominęłam. Poleciałam szybko w dal, by go zgubić i jeszcze po to by się ukryć przed nim. Znów schowałam skrzydła i zaczęłam opadać w duł z dużą szybkością. Kiedy byłam kilka metrów nad ziemią znów je rozwinęłam. Z nimi byłam zgrabniejsza niż jako smok czy ptak. Stanęłam na drzewie. Nie byle jakim bo stąd wywodzi się cała magia. Schowałam skrzydła i usiadłam na jednej z gałęzi nad rzeczką otaczającą to miejsce.

<Samuel? Wiem, że krótkie, ale nie mam dzisiaj pomysłów na życie :P )

Od Arthur'a CD Tenebris

-Nie masz za co przepraszać. - Uśmiechnąłem się i spojrzałem w jej zielone oczy. - Tak poza tym jestem Arthur.
-Tenebris. Jesteś miejscowym?
-Przy moich zarobkach to za jakieś sto lat będzie mnie stać na przeżycie dwóch dni tutaj. - Zaśmiałem się. - Pochodzę z Rance.
-Też nie jestem stąd. - Uśmiechnęła się dziewczyna. Nastała chwila dłuższej ciszy.
-Masz może ochotę coś zjeść? - Wyciągnąłem z torby bułki. - Może to nie jest nic wykwintnego, ale zawsze to coś. - Uśmiechnąłem się i spojrzałem na brunetkę.
Tenebri?

Od Nathaly CD Michael'a

-Jaki ty jesteś wredny!-Skarciłam go.
-Ja to wiem. -Zaśmiał się i wlepił wzrok w stolik. Lucifer obijał się o ściany, jakby nawdychał się oparów.
-Widzisz coś ty zrobił z kotem?-Wskazałam dłonią na zwierzę które ledwo utrzymywało się na łapkach.
-Uratowałem mu życie.-Oznajmił dumnie.
-Co? -Zmarszczyłam brwi.
-No bo widzisz, gdybyś nie chciała iść to musiałby Ciebie nieść na grzbiecie, a biedaczek pewnie by nie dał rady, a ty przygniotłabyś go do ziemi.-Wybuchnął śmiechem, a mnie zalała czerwień. -Już tak się nie wkurzaj....Małpko
-Michael! -Podeszłam do niego pewnym krokiem. Chciałam go klepnąć , ale w odpowiedniej chwili złapał mnie za nadgarstek.
-Nie ma tak.-Cmoknął i zamknął oczy.- Ja Ci tu zapewniłem taką zajebistą wycieczkę, a ty chciałaś mi po prostu sprzedać liścia.
-Należy CI się! -Wydęłam wargi.
-Dobrze, dobrze. Ty wiesz swoje a ja swoje. To co małpko rozgość się.
-NIE NAZYWAJ MNIE MAŁP...! -Chciałam się wyrwać i przywalić, lecz przewidział mój ruch i pociągnął do siebie. Zachwiałam się i upadłam. Uniosłam głowę i zdmuchnęłam kosmyk włosów drażniący mój nos. Dzieliły nasze twarze zaledwie milimetry.
-I że to niby ja jestem wredna? -Zaśmiał się.
-Ja nic takiego nie mówię.-Wzruszył ramionami.
-Puść mnie ty okrutny człowieku z piekła rodem .
-Jak panienka sobie życzy -Wstałam , pop czym otrzepałam się i zaczęłam rozglądać się.
-Ładnie tu -Oznajmiłam i zaczęłam szukać Lucifera, którego dawno wcięło.Usłyszeliśmy miauczenie i stukot metalu o kafelki.
-Kuchnia -Wstał i ruszył do wskazanego miejsca , a ja tuż za nim. Zerknęłam za progu. Kot leżał w metalowej misce na posadzce.-Lucek coś ty narobił.
-To nie Lucek! -Skrzyczałam go. Podeszłam do zwierzęcia i wzięłam go na ręce, Michael odsuną sie i uniosł ręce do góry w geście obronnym.
-Tylko nie rzucaj nim . Nie chce kolejnych ran bitewnych.
<Michael?>