środa, 12 sierpnia 2015

Od Michael'a C.D. Nathaly

- Do Sektory Południowego małpko – chwyciłem ją pod łokieć bo wiedziałem, że chce uciec
- Ale Michael... to tak daleko. Zlituj się – jęczy mi jak mała dziewczynka
- Dziewczyno, jesteś wampirem, powinnaś mieć kondycję, a nie. - biorę kota na ręce i daję go jej
- Jeszcze go mam nosić? - oburzyła się
- To za marudzenie- burknęła coś niezrozumiałego i idzie posłusznie. Po piętnastu minutach dziewczyna leży na ziemi i jęczy.
- Ja nigdzie nie idę. Zdycham – turla się po ziemi. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać z nieba – No nie! Jeszcze to!
- Wstawaj już – burczę rozdrażniony
- Nóżki mi odpadają – jęczy, a ja już mam dość. Biorę kota i kładę go na nią. - Trzymaj kota i mocno przytul się do mnie – robi to a ja ruszam z prędkością wampira. Kładę ją na kanapie, kot chodzi jak pijany.
- Nie mogłeś zrobić tego wcześniej?
- Nie bo chciałem byś doszła.
Nathaly

Od Tenebris C.D. Arthur'a

Przybyłam do stolicy na specjalną prośbę od mego brata, jednak gdy już tam dotarłam drzwi jego domu zamknęły się przede mną. To co ode mnie chciał stało się już "nieaktualne". Uhh, jak ja nienawidziłam takich sytuacji. Lisael już któryś raz z rzędu wykorzystał mą dobroć, a ja jak głupia przybyłam by udzielić mu pomocy. Tyle drogi przebytej na nic.. Prawdę powiedziawszy poniekąd zazdrościłam mu, iż jego dochody wystarczają aby utrzymać się i swą rodzinę składającą się z żony, dwóch córek i syna w samym sercu kraju, podczas gdy mnie ledwo stać na jedzenie. Handel w mym mieście był czymś z czego również ja żyłam, lecz gdy blisko 60% mieszkańców robi coś podobnego trudno nabyć klientów. Wybór sprzedawców i sklepów jest na prawdę ogromny. Lecz..teraz będąc w Duron nie powinnam zaprzątać sobie głowy takimi sprawami...
Moje rozmyślenia przerwał przeszywający ból w lewym barku. Podniosłam głowę. Przede mną stał sporo wyższy mężczyzna, który trzymał się za głowę. Widocznie musiał się potknąć i łapiąc równowagę uderzył głową w moje ramię. Spytał czy wszystko w porządku. Przyglądając mu się wciąż i masując bark uśmiechnęłam się lekko.
-W porządku, nic mi nie jest. Ja też chyba powinnam przeprosić..Troszkę się zamyśliłam...

(Arthur?)

Od Alaski C.D. Michael'a

Spojrzałam na niego jak na jakiegoś wariata. Zawiesza się i powtarza..... Dobra zobaczymy co z tego wyjdzie, jeśli coś to uczyłam się samoobrony. Brunet spojrzał na mnie, a ja się uśmiechnęłam jakby nic się nie stało.
- Wiem, mówiłeś już.-Stwierdziłam, a Michael zmieszany podrapał się po karku. Wiedziałam, o co chce zapytać.-Alaska.-Powiedziałam, a brunet uśmiechnął się wdzięcznie.
-Alaska taka laska.-Odparł, a ja się uśmiechnęłam.
-To co zostaniesz?-Zapytał, a ja zrobiłam teatralną minę.
-Chyba się skuszę.-Powiedziałam, a lekki uśmiech wdarł mi się na usta.
- I słusznie.-Wyszczerzył zęby, na co się zaśmiałam. Michael włączył telewizję, a ja okryłam się szczelnie kocem. Oglądaliśmy jakiś nudny film, bo jak to w telewizji nic ciekawego nie leciało. Moja głowa powoli opadła na ramię chłopaka.
-A co do tej nauki pływania.-Zagadnął brunet pierwszy raz od długiego czasu.
-Jeśli będziesz wyrozumiałym nauczycielem to chętnie.-Powiedziałam i ziewnęłam. Michael spojrzał na mnie, a ja zauważyłam, że się uśmiechnął.
Michael

Od Michael'a C.D. Alaski

Zamyśliłem się chwilę.
- Proszeee – i co ja mam do cholery zrobić? Wzdycham.
- To nie była ta kobieta, to niemożliwe. - powiedziałem zwięzłe
- To jest jeszcze jedna?
- Ona na pewno od lat nie żyje. Ja byłem wtedy młodziutkim wampirem żadnym krwi. - tłumaczę spokojnie
- Czyli ile?
- Nie lubię o sobie mówić – jęczę
- To przynajmniej odpowiedź Plose – zrobiła błagające oczy i opadłem
- Dobra... To jak byłem młody chodziłem po lesie i spotkałem kobietę która mówiła takie same rzeczy powiedziałaś ty. Myślałem, że jest obłąkana i chciałem jej „ulżyć”. Byłem głupi. Ta wbiła mi nóż, a gdy moja stwórczyni się o tym dowiedziała mało mnie nie zabiła. Powiedziała, że to wróżka i gdybym ją zabił klątwa spadła by na cały ród. O amuletach też mówiła. I o runach. Są niby bardzo potężne i nie każdy może je dotknąć. Ci co nie mogą giną, a ta stara babka ich specjalnie tam zwabia by coś ich pożarło – popatrzałem na nią. Była bardzo zaciekawiona historią. - Jeżeli chcesz możesz dziś u mnie zostać. I tak mieszkam sam. I tak w ogóle nazywam się Michael – uśmiechnąłem się ciepło.
Alaska

Od Nathaly CD Michael'a


-Po co Lucifer?!-Zwierzę miauknęło, po czym zaczęło plątać się pod nogami.
-Widzisz?Chce iść-Wzruszył ramionami.
-Ależ ty jesteś wredny! -Walnęłam go delikatnie w ramię. Westchnęłam głośno i chwyciłam swoją bluzę. -Michael...
-Hm?-Spojrzał na mnie .
-Ale mi się nie chce iść.-Odchyliłam głowę do tyłu i jęknęłam głośno.-Jestem za leniwa.-Stwierdziłam i wolno przeniosłam wzrok na wampira.Uśmiechnął się zdenerwowany, po chwili chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę drzwi.
-NIE MA ŻE NIE. Idziemy Małpko.-Zaśmiał się cicho.
-NIE jestem MAŁPKĄ! -Zacisnęłam piąstki.
-Owszem jesteś.-Wyszliśmy za próg...A raczej to on mnie wyciągnął siłą.- Koteł do nogi.-Zwierzę spojrzało na niego z pogardą.
-To nie pies! I on ma swoje imię!
-Oj nie marudź . Jak CI tam kocie? E... Lucek chodź tu .
-Lucek? -Zamarłam. - Jak ty zbezcześciłeś jego imię. -Smutnym wzrokiem spojrzałam na Lucifera. O dziwo posłuchał. Podszedł do nas z uniesionym wysoko pyszczkiem na znak iż posiada jeszcze resztki swojej godności.
-Widzisz. Jak coś głupio brzmi nie znaczy że nie działa -Wzruszył ramionami. -Mam nadzieję że nałożyłaś wygodne buty...Bo czeka nas dłuuuugi spacer.
-NO NIE!!! Wiesz że nie lubię dużego wysiłku fizycznego! Jestem bardzo leniwa....
-Kobieto jeszcze słowo a obiecuję że zakleję Ci usta taśmą.-Burknęłam i posłuchałam go. Wyszliśmy na podwórko, Lucifer od razu wybiegł wymijając nas z gracją i goniąc przy okazji białego motylka, który frunął w stronę lasu .
-Czy my też tam idziemy?-Zatrzymałam się, po czym zaczęłam patrzeć w ciemności.
-Nie, My tam się nie wybieramy. -Pokręcił przecząco głową.
-W takim razie gdzie mnie prowadzisz?
<Michael?>

Od Arthur'a

Byłem ubrany zwyczajnie, nie wyróżniałem się spośród tłumu niczym. Strażnicy nawet na mnie nie spojrzeli kiedy przekraczałem główną bramę miasta. Im bardziej się zagłębiałem w uliczkach oraz budynkach tym więcej ludzi widziałem. W samym centrum miasta trzeba było się czasami przepychać aby gdziekolwiek się ruszyć czy przejść dalej. Dopchałem się jakimś cudem do jednego ze sklepów, jednak szybciej wyszedłem niż wszedłem. Ceny tamtych produktów były tak wysokie, że przez całe swoje życie nawet nie miałem tyle pieniędzy w ręku. Tłumy i wysokie ceny, tak na pewno jestem w stolicy. Uśmiechnąłem się niechętnie i spojrzałem w niebo. Gapiąc się w obłoki ruszyłem powolnym tempem na obrzeża miasta. Zaszedłem do jednego ze sklepów, kupiłem sobie bułkę i ruszyłem alej przed siebie. Wychodząc pech chciał abym wpadł na kogoś. Podniosłem delikatnie głowę i zobaczyłem stojącą przede mną dziewczynę.
-Przepraszam, nic Ci nie jest? - Zapytałem masując swoją głowę. Nieznajoma rozmasowywała swój bark i uważnie mi się przyglądała.
Tenebris?

Od Michael'a C.D. Nathaly

- Tak więc, dziś dowiedziałem się gdzie mieszkasz...
- Michael! - krzyknęłam, a ja wybuchłem śmiechem za co dostałem poduszką.
- No dobra! Nie bij! No więc. Za bardzo nic się nie działo. Jestem handlarzem. Mam duży dom, a Sadira nadal mnie do siebie wzywa. Po staremu – dziewczyna skrzywiła się na imię mojej stwórczyni.
- Tak, tak wiem ze jej nie lubisz. Ja też. - powiedziałem smutnie
- To dlaczego się z nią zadajesz?
- Bo wyrwie mi flaki jak od niej odejdę. Dosłownie – zaśmiałem się - Dobra zbieraj się.
- Gdzie ? - pyta zdezorientowana
- Do mnie. Na polowanie dziś nie lepiej nie iść bo za dużo łowców. - powiedziałem rozciągając się.
- Ale ja nie jestem głodna...- mówi przeciągając
- Ale musisz pozbyć się z organizmu tych wszystkich rzeczy. Już cię nie zostawię. Zostajesz, że mną. Nie pozwolę byś znów doprowadziła się do tego stanu.
- Ale....
- Nie ma żadnego ale, jeżeli będziesz się opierać wezmę cię siłą. Jestem za ciebie odpowiedzialny.
- Jakoś wcześniej nie byłeś - mruknęła
- To stare czasy. Weź kota i idziemy.
Nathaly

Od Alaski C.D. Michael'a

-Dzięki.-Powiedziałam odbierając, od chłopaka ubrania.
-Po lewo masz łazienkę.-Poinformował mnie kiedy szłam korytarzem. Skinęłam głową i weszłam do łazienki. Zrzuciłam mokre ubranie i chciałam zapytać, czy mogę jakiś ręcznik, ale zanim zdążyłam otworzyć usta usłyszałam.
-Świeże ręczniki są w szafce pod umywalką!-Krzyknął brunet, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Otworzyłam białą szafkę i wyjęłam nieduży czerwony ręcznik. Wytarłam się do sucha i założyłam koszulkę, a potem spodenki. Ściągnęłam maksymalnie sznurek i zawiązałam na kokardkę.  Otworzyłam łazienkę i mało co nie wpadłam na Michael'a, który stał oparty o framugę i wpatrywał się we mnie. Staliśmy tak przez pare minut.
-Ciekawe czy się nie zawiesił?-Pomyślałam i uśmiechnęłam się, co chłopak odwzajemnił.
-Jednak nie.-Szepnął mi głosik w głowie.  Odchrząknęłam, a brunet przepuścił mnie w drzwiach. Wróciliśmy na swoje miejsca w salonie.
-Mówiłeś, że spotkałeś tą kobietę. Opowiedz mi o tym.-Zaczęłam, a chłopak spojrzał na mnie i milczał przez chwile.
-Proszeeeee.-Dodałam specjalnie przeciągając ostatnią głoskę.
Michael 

Od Michael'a C.D. Alaski

Zastanawiałem się nad jej słowami. Co jeżeli ta kobieta naprawdę nie zwariowała? Może jest jakąś wróżką czy jakoś tak. Kiedyś też spotkałem jakąś wariatkę i po tym jak ją chciałem zabić nieźle mi się oberwało. Moja stwórczyni nie należy do łagodnych osób. Prawdę mówiąc prawie mnie zabiła. Spałem po tym dobry tydzień bez przerwy. Zostałem przebity gałęzią na wylot. Dopiero jak wzięły ją wyrzuty sumienia uzdrowiła mnie.
- Ziemia do Michaela ! - krzyczy dziewczyna machając ręką przed mymi oczyma.
- Co się stało? - zapytałem zażenowany.
- Zawiesiłeś się na dobre dwie minuty – mówi z wyrzutami
- Przepraszam, przypomniało mi się coś.... - robię minę zbitego psa
- Nad czym?
- Kiedyś też spotkałem taką kobietę ale kupę lat temu. Chciałem ją zabić, a ona była wróżą. Później sam mało nie zginąłem, bo zostałem solidnie ukarany przez swoją stwórczynię – mówię patrząc się w ścianę - Pójdę ci po suche ciuchy – mówię i znikam zanim odpowie. Z szafy wyciągam czarną koszulkę i spodenki na sznurku. Wracam do niej. - Będą za duże ale suche.
Alaska śmierdzą ci nogi .....

Od Scarlet

Dotarłam w końcu do miasteczka zwanego Zance. Nieco jeszcze jestem w "nowym świecie" zagubiona.
No więc jest mi trochę trudno się przyzwyczaić. Jednak chyba łatwo się zaaklimatyzuje... Ha ha pytanie na które nie znam odpowiedzi, bywa. Jeden dom, który znajduje się praktycznie na uboczu. Więc mam nadzieję, będę miała spokój, heh marzenia. No nie ważne.
Wszystkie domy nie były aż tak "nowoczesne" co jest dużym plusem. Hehe...
Rozpakowałam się, wszystko było tutaj urządzone, dom nie był ani za duży, ani za mały. W sam raz jak dla mnie.
Sypialnia była na piętrze, a na dole była kuchnia z jadalnią, łazienka, salon i jakieś pomieszczenie na jakieś miotły itp...
Urządzone jak było to mi pasowało. Meble pomieszane trochę "nowoczesne" z tymi "starszymi" meblami, wszystko ładnie się komponowało co dawało cudny efekt.
No, ale nie ważne. Dość tej skromności.
Wyszłam z domu, chcąc zapoznać się z okolicą. Musiałam jeszcze odszukać stajni, w końcu byłam stajenna... Nie ważne.
Chodziłam po mieście w którym mieszkałam. Ciekawe na jak długo zostanę... Mam nadzieję, ze jak najdłużej. Eh...
Chodziłam i zwiedzałam nowe miejsca. Widziałam jakieś osoby, które przemykały się i znikały. Aż do momentu...
Ktoś na mnie wpadł, a ja na tą osobę. Odskoczyłam nieco do tylu. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam jakiegoś mężczyznę.
- Ouch... Przepraszam. Zamyśliłam się. - powiedziałam odwracając twarz w drugą stronę.

Jakiś mężczyzna? c;

Od Samuel'a CD Kate

Dzisiaj był ten dzień. Dzień w którym uda mi  się uwolnić większą część istot magicznych. W duchu cieszyłem się na samą myśl, jednak nie dawałem po sobie nic poznać. Zachowywanie zimnej krwi było moją mocną stroną. Nikt nie wiedział tego co miało się teraz stać. Wiedziałem o tym tylko ja, może i dobrze. Bo jeśli ktokolwiek poznałby prawdę musiałbym go zabić.
Wszedłem do instytutu, oczywiście musiałem uważać cały czas na to co robię i mówię. Nienawidziłem aż tak bardzo się pilnować. Przez ponad dwa lata wkradałem się w łaski naukowców aby teraz zajmować się badaniami i innymi rzeczami w otoczeniu magicznych istot.
Razem z dwoma naukowcami, Markiem i Edgarem. Pierwszy z nich pochodził z południa, przeniósł się tutaj jakiś rok temu. Był mojego wzrostu jednak strasznie chudy. Podejrzewałem go o anoreksję, miał może z trzydzieści lat. Edgar był najbardziej szanowanym i najstarszym naukowcem w całym instytucie. Sięgał mi do połowy ramienia, lecz wagą przewyższał mnie o co najmniej pięćdziesiąt kilo.
Siedzieliśmy we trójkę w podziemnym laboratorium. Wszyscy strażnicy oraz reszta naukowców była w wierzy.
Stałem krok za mężczyznami, kiedy tamci sprzeczali się co będą robić ze zmiennokształtnym.
-Profesorze Edgarze sądzę, że obiekt 186 nie jest na tyle rozwinięty aby można go już badać. Proponuję aby nadal badać jego zachowania. - Skomentował Mark.
-Mam do Pana kilka pytań. - Usłyszałem ten spokojny głos. Wiedziałem, że nie oznacza on nic dobrego. Sam używałem oziębłego tonu. Był on bardziej dobitny niż krzyk.
-Tak?
-Niech mi Pan powie, kto jest tutaj profesorem?
-Pan, panie profesorze.
-No właśnie. A kto tu ma największą władzę i decyduje o wszystkim co tutaj się dzieje? - Oparł ręką o metalowy stół na którym leżał chłopak. Jego nadgarstki oraz kostki były sine. Był całkowicie nagi, jedyne co zasłaniało jego ciało było delikatne białe prześcieradło.
-Pan, Panie profesorze. - Chuderlak dukał niechętnie odpowiedzi. W głębi duszy nienawidził Edgara za to, że nie liczy się z jego zdaniem. Zresztą nikt tego nie lubi.
-Tak więc postanowione. - Uśmiechnął się lubieżnie do zmiennokształtnego. - Zatem sekcja.
Starzec odwrócił się do nas plecami i zaczął rysować na torsie chłopaka markerem linię. Zmiennokształtny zaczął się wierzgać. Miał nadzieję na to, że uda mu się jeszcze uciec. Gdyby nie miał w ustach knebla zacząłby błagać o darowanie życia. Nie mieli zamiar jednak uśpić swojego obiektu. Zawsze takie "badania" wykonywali na przytomnych istotach. Zacisnąłem mocno dłonie w pięści. Kiedy profesor sięgną po skalpel, szybkim ruchem skręciłem kark Marka. Jego ciało upadło bezwładnie na zimną posadzkę.
W moich oczach pojawiła się furia. Edgar szybko odwrócił się i spojrzał na mnie. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, że jego pomocnik leży teraz pod moimi nogami. Widziałem wtedy przerażenie w jego oczach, nie wiedział co się dzieje. Uśmiechnąłem się tylko do niego i uderzyłem go w głowę tak, że stracił przytomność. Leżał teraz obok swojego kolegi po fachu.
Zrobiłem kilka kroków i już stałem nad głową chłopaka. Wyjąłem mu z ust knebel i zasłoniłem je szybko dłonią.
-Ciii. - Szepnąłem i uśmiechnąłem się łagodnie. - Nie hałasuj, a będzie dobrze. - Drugą rękę zmieniłem w łapę lwa, pazurem rozerwałem więzy jednej ręki a później drugiej. Cały czas trzymałem dłoń na ustach nieznajomego. - Będziesz cicho? - Przytaknął mi tylko głową. -Dobrze.
Uśmiechnąłem się do niego i puściłem go. Stęknął tylko żałośnie, a ja uwolniłem jego nogi.
-Szybko nie mamy czasu. - Spojrzałem na niego i ruszyłem do wyjścia. Nikogo nie było na horyzoncie, przeprowadziłem chłopaka bezpiecznie do wyjścia i darowałem mu wolność. Tamten jednak był zbyt oszołomiony aby cokolwiek powiedzieć. Zamienił się jedynie w orła i odleciał. Ja wróciłem do mojego doktorka i zrobiłem mu to co on chciał zrobić tamtemu zmiennokształtnemu. Przeprowadziłem szybką sekcję.
Lekko ubrudzony w krwi profesora ruszyłem na wierzę. Bez problemu wybiłem strażników instytut. Jednak kiedy doszedłem do schodów prowadzących do mojego celu widziałem jak zbiega z nich naukowiec. Myślał, że minie mnie i ucieknie jak najdalej stąd. Opuściłem delikatnie głowę i uśmiechnąłem się. Kiedy mnie mijał złapałem go za nadgarstek, mężczyzna upadł ja jednak stałem niewzruszony. Odczekałem kilka sekund i nachyliłem się nad nim.
-Co się tam dzieje? - Szepnąłem słodko.
-Ona... Ona zabija wszystkich. - Wyjąkał i zaczął uciekać na czworaka jak dziecko. Zacząłem się śmiać. Przywołałem jednego z demonów piekielnych i wydałem rozkaz aby go zabił. Sam zmieniłem się w ptaka i szybko znalazłem się na samej górze. Na przedostatnim piętrze zastałem grupkę żywych mężczyzn, na ich czele stał sam główny strażnik. Pozwoliłem im dojść do ostatniego piętra. W między czasie słyszałem krzyki zarzynanego naukowca. "Ach ta delikatność demona." zaśmiałem się w myślach.  Kilka metrów przed drzwiami największej z sal leżeli martwi strażnicy. Grupa która przyszła z odsieczą nie miała jakoś ochoty wchodzić do środka.  Zmieniłem się w człowieka i zacząłem iść powoli w ich stronę stronę. "Co tu się stało? Kto to zrobił" Zacisnąłem dłonie w pięści, paznokcie zaczęły ranić moją skórę. Na ziemię zaczęły kapać krople krwi. Oczy znowu się zmieniły, każdy kto teraz w nie zajrzał widział najgłębsze części piekła. Kły urosły, a ja je obnażyłem.
-Co to jest do chol*ry. - Szorstki głos dobiegł moich uszu. Nie przejąłem się tym, teraz wpadłem w szał. Nic nie mogło mnie powstrzymać. - Brać go! Głupi kundel zapomniał gdzie jego miejsce. - Kilku mężczyzn ruszyło na mnie. W mgnieniu oka zmieniłem się w smoka ognia. Otworzyłem paszczę, a z niej buchnął ogień. Ubrania strażników zaczęły płonąć tak samo jak i korytarz. Zmieniłem się znowu w człowieka i ruszyłem s stronę drzwi. Przechodziłem przez płomienie, które nic mi nie robiły. Oczy dalej płonęły, a na ustach widniał szaleńczy uśmiech. Przywódca stał oniemiały, nie wiedział co ma robić. Czy uciekać czy walczyć. Wykorzystałem ten moment i przybrałem postać wilkołaka. Rzuciłem się na mężczyznę i ugryzłem w szyję. Nie chciałem go zabić, zależało mi na tym aby on stał się tym kogo nienawidzi.
-Do zobaczenia podczas pełni. - Znowu zmieniłem się w człowieka. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak często wykorzystywałem transformację. Wszedłem do środka sali. To co zobaczyłem było istną rzeźnią. Szybko rozejrzałem się po pomieszczeniu. Kątem oka zauważyłem jak ktoś się rusza. Z prędkością wampira stałem nad nieznajomym, który o dziwo okazał się kobietą.
-Co tu robisz? - Mój głos był zimny, oschły pozbawiony wszelkich emocji. Był bardzo wyraźny, chodź mówiłem szeptem.
-A jak myślisz?! - Krzyknęła i otarła łzy z policzków. Spojrzałem na zmarłego którego trzymała na kolanach. Nie znałem jego imienia wiedziałem tylko, że mówią na niego "obiekt 208".
-Spier****łaś mój plan. Dzięki Tobie zaczną się kolejne łowy na nas. - Mówiłem dalej takim samym tonem.
-Ja chciałam ich ratować.
-No i uratowałaś, gratuluję. - Wskazałem na denata.
-Zamknij się! - Warknęła na mnie.
-Jesteśmy sobie równy. Walka nie ma sensu, oboje byśmy tego nie przeżyli.
-Możemy się przekonać.
-Chcesz? Nie ma problemu! - Wyszczerzyłem kły. Dziewczyna powoli podniosła się i pokazała swoje kły i rozwinęła skrzydła. W ułamku sekundy rzuciła się na mnie, przewróciła mnie i przejechała na mnie kilka metrów. Użyłem wtedy swojej siły i odrzuciłem ją. Nieznajoma odbiła się tylko od ściany, robiąc w niej całkiem niezłą dziurę.
-Ty chamie! - Zaczęła się podnosić.
-Cicho. - Nastawiłem uszy. - To nie możliwe, żeby oni tak szybko tu przyszli.
Spojrzałem na stojącą już o własnych siłach dziewczynę. Zmieniła się w geparda i przypuściła atak. W między czasie ja zmieniłem się w smoka. Złapałem ją w swoje szpony i wyleciałem przez okno.
-Puszczaj mnie! - Zaczęła się znowu drzeć. Przewróciłem tylko oczami.
Kate?

Od Nathaly CD Michaela

Spojrzałam na niego zmieszana całą sytuacją. Skrzywiłam się lekko, po czym spuściłam wzrok. Westchnęłam cicho i się uśmiechnęłam szeroko. Mężczyzna zmarszczył brwi.
-Coś się stało?-SPytał niepewnie.-Wszystko w porządku?
-Jak najbardziej -Zaśmiałam się. -Lucifer chodźże tu. Zwierzę posłusznie przyszło i wskoczyło mi na kolana. Podrapałam go za uszkiem.-Jesteś mi coś winien. -Nie odrywałam wzroku od kota.
-Hmmm... Co? -Zaczął zastanawiać się.
-Przeprosiny! -Rzuciłam w niego Luciferem który zasyczał szybująć w powietrzu. Wylądował na jego głowie. Podrapał go po policzku, po czym zeskoczył i uciekł z pokoju.
-ZA CO?!- Przetarł bolące miejsce.
-Czemu nie dawałeś mi żadnych oznak życia mendo! -Wstałam i pochyliłam się nad nim, nadymając przy tym policzki. Po chwili ciszy parsknęliśmy śmiechem.
-I te rany bitewne pozostaną mi tylko , ze względu że się nie odzywałem?
-A JAK! -Szturchnęłam nim delikatnie.-Opowiadaj co robiłeś w tym czasie. -Usiadłam na podłodze przed nim i sięgnęłam po kolejnego skręta. Patrzyłam prosto w oczy Michaela, który był niezadowolony moim pomysłem. Nie spuszczając z niego wzroku wyciągnęłam zapalniczkę i ją odpaliłam.Zmróżył oczy, jakby chciał siłą woli wytrącić mi z między palców jointa. Podpaliłam go i zaciągnęłam się.
-NAT!
-Tak się nazywam! -Zaśmiałam się i przygasiłam lolka, którego wywaliłam przez okno.-Już już. Tato -Pokazałam mu żartobliwie język. -A więc opowiadaj -Uśmiechnęłam się
<Michael?>

Od Lucas'a C.D. Kate

Wyszedłem z budynku i ruszyłem przez las, w stronę twierdzy. Kiedy dobiegłem do jego granic wpadł na mnie facet. Był cały we krwi, złapałem go za ramiona.
-Gdzie jest Kate?-Warknąłem, a brunet spojrzał na mnie przestraszony.
-Ja.. ona.-Zaczął się jąkać, a ja prychnąłem.
-Nie ważne.-Mruknąłem puszczając go. Twierdza była otoczona wodą, przepłynąłem i zacząłem się wspinać.Dotarłem do wybitego okna.
-Kate.-Pierwsze co przyszło mi na myśl. Zajrzałem przez nie. Niezła jatka. Zauważyłem leżący przy oknie łuk i kołczan. Zabrałem go niezauważony i zacząłem strzelać utrzymując równowagę na dwóch wystających cegłach. Kate wybiegła, a strażnicy za nią.
-Raz się żyje.-Pomyślałem. Wszedłem przez okno i ruszyłem do celi, w których były pozamykane istoty magiczne. Nagle poczułem mocne uderzenie w tył głowy. Upadłem na ziemie i ciemność..... Kate nie wiedziała, że tu jestem. Może to i dobrze, nie wróci po mnie.
***
Obudziłem się w małym pomieszczeniu przykuty do jakiś dziwnych wież. Wokół mnie panowała ciemność, tylko lampa tuż nade mną świeciła jasnym światłem. W pewnym momencie z cienia wyłonił się jakiś naukowiec. 
-Znalazłem twoją starą teczkę, bardzo się zmieniłeś.-Zaczął, a ja odwróciłem głowę, jakbym nie zwracał na niego uwagi.-Zadam ci parę pytań, lepiej, żebyś mówił prawdę.-Dodał, a ja prychnąłem. Za karę poczułem jak z kajdan przechodzi na mnie prąd. Zacisnąłem usta w jedną linie.
-Gdzie jest wasza kryjówka?-Zapytał, a ja milczałem. Napięcie płynące z wież rosło.
-Kim była ta dziewczyna? Ile was jest? Jakie rasy?-Zadawał coraz więcej pytań, a napięcie rosło. Zacząłem krzyczeć, miałem wrażenie, że zaraz stracę przytomność. Prąd wyłączony, a mężczyzna podszedł do mnie.
-To co odpowiesz czy nie?-Zapytał, a ja rzuciłem mu wrogie spojrzenie.
-P****z się.-Wycedziłem przez zęby. Naukowiec prychnął i odwrócił się w stronę konsoli.
-Pełna moc.-Powiedział, a ja poczułem okropne napięcie. Krzyczałem do momentu utraty przytomności.
Kate

Tenebris

Powitajmy Smoczycę Ziemi!

Od Kate Cd. Lucas'a

-Mam lepszy pomysł. - odparłam i poklepałam go po plecach odchodząc kawałek dalej. Przesunęłam gałęzie i liście, zabrałam mój niezawodny łuk i kołczan strzał. - Zrobię wejście z wielkim hukiem, nasi są w lochach jest nas kilkunastu na kilkudziesięciu strażników, ściągnę część ich do góry na północne laboratoria gdzie jest Dylan i mój przyjaciel. Pokonam ich w pojedynkę do czasu puki nie pojawi się reszta.
-A jeśli nie pojawią się tylko zarządzą odwrót.
-Jestem niezgodną... powinnam sobie dać jakoś radę.
-Jeśli uważasz, że dam ci zginąć to jesteś w błędzie.
-Cóż jesteś wilkiem jak zamierzasz się dostać na strefę północnych cel na piątym piętrze? Z resztą co ty tu robisz miałeś być od rannych, a nie iść w środek dywersji. Nie ważne wracaj na duł i zajmij się innymi. - odwróciłam się i chciałam odejść ale ręka chłopaka która zacisnęła się na moim przedramieniu mnie powstrzymała. Wyrwałam ją szybko i ruszyłam do przodu. Było cicho, zbyt cicho Na dole co prawda wrzało, ale na powierzchni było z pozoru czysto. Zmieniłam się w ptaka i poszybowałam do północnych stref cel. Machnęłam skrzydłami tuż przy szybie co spowodowało ich pęknięcie i rozsypanie się po podłodze w środku. Wleciałam do środka i zmieniłam się łapiąc do ręki łuk i strzałę.
-Nie ruszać się! - krzyknęłam w stronę naukowców, którzy akurat odwrócili się w moją stronę. Napięłam cięciwę.
-Oh panienko jesteś jedna, a nas 6 i wszyscy wiemy jak się obchodzić z nadnaturalnymi.
-Jestem jedną z najpotężniejszych, tylko inny mojej rasy jest was w stanie uratować od mojej strzały, ale nikogo takiego tu nie ma. -odparł jeden z ludzi na ludzi zamarłych z mojej obecności i na innych przedstawicieli ras w celach. Odszukałam wzrokiem mojego przyjaciela. Miał nóż przy gardle tak samo jak Dylan.
-Tak zgadza się. - odparł ponownie z cwanym uśmiechem na twarzy. Opuściłam łuk ku ziemi. - Tak mądre posunięcie. Połóż go proszę na ziemię, tak samo jak i resztę uzbrojenia i kopnij je w moją stronę. - zrobiłam co kazał nawet nie wiem co mnie podkusiło, żeby to zrobić. Zaśmiał się szyderczo. Mam już plan B. W mgnieniu oka zmieniłam się w geparda i natarłam na tego bliżej mnie trzymającego Dylana. Chłopaka uwolniłam, ale typa zagryzłam w locie do kolejnego. Niestety mój przyjaciel już leżał martwy na ziemi. Ogarnęła mnie furia miałam ochotę zagryźć ich wszystkich, ale przez emocje zmieniłam się na powrót, ponieważ wszyscy byli skupieni na mnie, Dylan zwiał już. Dopadłam ciało Drake'a, zaczęłam cicho płakać, położyłam rękę na jego sercu niestety nie odczułam już łomotania jego serca jak niegdyś. Chciałam zabić ich wszystkich, pokazać swoją siłę, ale emocje i czary to nie jest dobre posunięcie. Opadłam na kolana, ukrywając twarz w dłoniach. Usłyszałam od drzwi twardy męski głos. O nie... główny strażnik sektora...

<Samuel? Luke? macie mi oboje odpisać>

Uwaga!

Każda postać jest proszona o uzupełnienie swojego formularzu o "moce".
Więcej informacji w zakładce Rasy, Zostań Jednym Z Nas oraz przez napisanie wiadomości do mnie. 
~Samuel (adamm)

Arthur

Witamy drugiego Mieszańca Zmiennokształtnego i Smoka Ziemi!

Vincent

Powitajmy pierwszego Mieszańca Anioła i Elfa!

Od Mii Cd Samuel'a

Spojrzałam na niego kontem oka. Nie wiem czemu ale bałam się to wymówić na głoś ale jednocześnie cichłam się wyżalić.
- Od dziś w nocy. - powiedziałam smutno
- Wiesz, że miałaś szczęście ?
- Szczęście ?! Niby jakie w tym szczęście, że myślałam, że umrę z bólu? - oburzyłam się. Wszystko się we mnie gotowało. Fala bólu przeszyła moją głowę. Jęknęłam.
- Uspokój się. Mówiąc, że miałaś szczęście chodziło mi o to że bardzo mało kobiet przeżywa przemianę. To rzadkie.
- Tak bo my jesteśmy słabsze... - powiedziałam chodząc z łóżka i idąc do kominka. Usiadłam na brudnej ziemi.
Popatrzałam na chłopaka ale ten nic nie powiedział tylko się patrzał przez okno. Westchnęłam wpatrując się w ogień.
- Wiesz co? Chyba wolałabym umrzeć wczoraj razem z rodzicami gdy nas zaatakowały wilkołaki. Czemu musieli wybrać mnie ? Na moich oczach wymordowali ich, a następnie zaciągnęli mnie do lasu.... Wolałam taką śmierć niż teraz przez łowców być zabita. Nie mam nikogo. Nie mam gdzie wrócić. Będę tylko uciekać aż mnie nie złapią. - mówię, a dokładnie użalam się nad sobą. Łzy ciekną mi po policzkach, a moja ręka zmierza w stronę ognia. Słyszę jak chłopak się rusza ale ignoruję to. Wkładam rękę ale ogień mnie nie parzy. Wyciągam rękę, a tam kołysze się płomyk. Kącik moich ust lekko unosi się do góry.
???

Od Alaski C.D. Michael'a

-Chyba skuszę się na krew.-Powiedziałam, a brunet ruszył do kuchni.
-Jakie masz grupy?-Zapytałam, kiedy zniknął za ścianą.
-ARh+, BRh- i... 0Rh-.-Zaczął wymieniać.
-0Rh- poproszę.-Powiedziałam siadając po turecku.
-Widzę, że znawczynię tu mam.-Stwierdził idąc z dwiema butelkami, z których wystawały słomki. Michael usiadł obok mnie i podał jedną z butelek.
-Dzięki.-Powiedziałam i pociągnęłam duży łyk cieczy.
-Moja ulubiona.-Mruknęłam czując jak rany goją się. Brunet spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Między nami nastała dłuższa cisza.
-Dzięki za ratunek.-Szepnęłam i spojrzałam na chłopaka, który lekko skinął głową.
-Nie sądzisz, że strasznie dużo ich dzisiaj polowało?-Zapytał patrząc w ścianę.
-Mam dziwne wrażenie, że oni czegoś szukali, a my napatoczyliśmy się po drodze.-Stwierdziłam, a brunet przeniósł wzrok ze ściany na mnie.
-Masz coś konkretnego na myśli?-Zapytał nadal mierząc mnie wzrokiem.
-Nie wiem...-Powiedziałam podciągając kolana pod brodę. Pociągnęłam kolejny łyk cieczy, która rozlała się po moim ciele.
-Miałem wrażenie, że uwzięli się na ciebie, ale to tylko moje przypuszczenia.-Mruknął, a ja skinęłam głową.
-Ostatnio, w lesie spotkałam kobietę. Zachowywała się dość dziwnie. Złapała mnie za ręce i kazała znaleźć jakiś kamień albo amulet..... Mówiła, że to jest w paszczy strachu. Miejsca do którego się nie zapuszczam. Pałała od niej dziwna energia. Kiedy skończyła mówić zniknęła. -Szepnęłam przyglądając się uważnie swoim dłonią, na których zostały tylko blizny.
-I co zrobiłaś?-Spytał, nadal nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Nic, ostatnio dużo ludzi mówiło, że jakaś wariatka napada na nich w lesie i mówi jakieś bzdury.-Odparłam i spojrzałam niepewnie na bruneta.
Michael

Od Michael'a Cd Nathaly

Nigdy nie mówiłem jej czemu ją przemieniłem. Choć tyle razy mnie prosiła to ja nie mogłem. Wiedziałem, że to ją zrani. Nie chciałem by cierpiała. I tak mocno przeżywała swoją przemianę. Ja tylko starałem się ją bronić. Westchnąłem i przejechałem dłonią po włosach. Dotknąłem jej ramienia ale ta mnie odtrącała.
- Nathaly, nie wiesz czemu to zrobiłem. To dla twojego dobra.
- Zawsze tak mówisz ale nie chcesz powiedzieć czemu! Dla mojego dobra! Ta jasne! - jest wściekła aż się w niej gotowało. Podjąłem ostateczną decyzję.
- Chcesz dowiedzieć się czemu cię przemieniłem ? Dlaczego przez tyle lat bałem się cię puszczać samą ?
- Oczywiście, że chcę !- krzyknęła, a ja usiadłem na łóżku
- Choć tu i usiądź. No już – powiedziałem głośniej na co z westchnieniem usiadła. Wiedziała, że inaczej jej nie powiem.
- W skrócie zostałaś sprzedana dla jednego z wysoką pozycją. Miałaś być jego niewolnicą jak inne kobiety które tam żyją. Byłabyś wykorzystywana w każdy dowolny sposób. Nie chciałem dla ciebie takiego losu. Gwałcona co dzień, a do jedzenia suchy chleb – mówiłem cicho nie patrząc na bok
- Rodzice by mi tego nie zrobili.
- Nie zrobili tego z własnej woli. Grożono im śmiercią. Nigdy nikogo nie przemieniłem to czemu miałbym ci to zrobić dla zabawy ?
???

Od Nathaly CD Michael'a

-Michael? Małpko? -Spuściłam głowę do dołu i zamyślałam się.
-tak.-Odparł lakonicznie.
-Nie znam -Wyszczerzyłam się, a w każdym bądź razie nikogo takiego nie pamiętam -Wystawiłam język, po czym się zaśmiałam.
-Kobieto. Otrząśnij się -Szturchnął mną lekko.-Co ty ze sobą zrobiłaś?
-Żyję póki mogę..... a no tak ja nie umrę -Ścięłam go wzrokiem. -Ciekawe dlaczego.-Wyrwałam się z jego żelaznego uścisku i pomaszerowałam do okna. Oparłam się o parapet i westchnęłam.
-Czyli jednak....
-Tak pamiętam kim jesteś... mam prześwity. -Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego kątem oka zdołowana.
-Nat..-Poczułam jego dłoń na swoim ramieniu.
-Zostaw. -Warknęłam i zamknęłam oczy.
-Wiesz, że to dla twojego dobra?
-Wolałabym zostać z rodzicami... -Uderzyłam pięścią o marmur.
-Przykro mi z tego powodu...ale...
-Ale co? Odebrałeś mi ich a później wychowywałeś mnie jak młodszą siostrę którą NIE jestem.-Spojrzałam na niego lekko zdołowana tą całą sytuacją. Milczeliśmy przez chwilę. -Dlatego teraz moje życie wygląda tak.
<Michael?>

Od Michael'a Cd Alaski

Wampir nieumiejący pływać? Pierwsze słyszę. Niektóre mają wstręt do wody ale ona na taką nie wygląda. Chyba naprawdę się jej boi. Może coś się kiedyś wydarzyło co wzbudziło w niej lęk. Uśmiechnąłem się lekko.
- Więc dobrze, że ja tam byłem i potrafię pływać. Jeżeli będziesz chciała mogę cię nauczyć. Obiecuję, będę wyrozumiałym nauczycielem – powiedziałem trzymając rękę na sercu. Ta się lekko uśmiechnęła, dobrze na tym mi zależało.
- Może.... - powiedziała patrząc w górę
- Będę czekał – puściłem jej oczko – Będziesz musiała coś zjeść by się wyleczyć – mówię dokładnie oglądając jej zranione ręce. W niektórych przypadkach były bardzo głębokie. W krzakach za nami coś zaszeleściło. Odwróciłem się gwałtownie i co wiedzę ? Łowców nagród.
- Co to dziś jakiś sezon na wampiry czy co? Umówiliście się ? - pytam rozbawiony. Widzę, że dziewczyna wpatruje się we mnie zaskoczona i przerażona. Ci do nas podchodzą. Bez zbędnych protestów biorę dziewczynę na ręce i oboje stajemy się niewidzialni. Szybko biegnę do mojego domu ponieważ ta sztuczka kosztuje mnie wiele energii. Kładę ją na mojej kanapie i okrywam kocem.
- Chcesz się czegoś napić? Ciepłe kakao czy krew? Ale niestety mam tylko w butelkach – robię smutną minę
???

Albert

Witamy pierwszego smoczego mężczyznę!
Albert!

Shelby

Powitajmy pierwszą ludzką kobietę!
Shelby!

Scarlet

                                            
Witamy kolejnego człowieka!!!
Scarlet

Od Samuel'a CD Mii

Spoglądałem uważnie na nieznajomą. Nie rozumiałem czemu narzekała na wilkołaki skoro sama była jednym z nich.
-Przyzwyczaisz się. - Mruknąłem pod nosem.
-Do czego? - Odchyliła palce dłoni tak aby cokolwiek zobaczyć.
Nie odpowiedziałem nic. Podniosłem się ociężale z miejsca i podszedłem do malutkiego kominka. Włożyłem do niego dwie szczapki drewna, które stało w koszyku obok. Pstryknąłem palcami i pojawił się ogień. Pomieszczenie zrobiło się jaśniejsze, chodź nadal panował tutaj półmrok. Podszedłem do okna wyjrzałem na zewnątrz, westchnąłem cicho i odwróciłem się w stronę dziewczyny. Nie zmieniła swojej pozycji nawet na chwilę. Oparłem się o parapet i skrzyżowałem ręce na piersi.
-Do swojej nowej formy. - Kąciki moich ust bardzo delikatnie drgnęły ku górze.
-Formy? - Powtórzyła słowo w formie pytania.
-Wyraźnie czuję, że jesteś wilkołakiem. Dawno zaczęłaś się przemieniać?
Mia? 

Od Jemmy

Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się na łóżku do pionu. Przetarłam lekko spocone czoło i westchnęłam próbując unormować oddech. Podeszłam do okna, otworzyłam je na oścież i usiadłam na szerokim, drewnianym parapecie o kolorze ciepłego dębu. Zaciągnęłam się zapachem lasu i wpatrywałam się w ciemność przede mną. Oparłam głowę o framugę okna i przymknęłam oczy. Siedziałam tam aż do świtu, po czym mój żołądek zaczął domagać się jedzenia...
-Ugh... -Warknęłam, gdy burczenie w brzuchu po raz kolejny przerwało mi rozmyślanie o przyszłości.
Zwinnym ruchem wyskoczyłam przez okno i przymknęłam je, tak, by nikt nie domyślił się, że jest otwarte. Powoli ruszyłam do baru, by coś zjeść.
Nie chciało mi się polować, tak naprawdę nie lubiłam tego. Wolałabym być teraz czarodziejką, lecz los postanowił pokrzyżować mi wszystkie dotychczasowe plany i zesłać mi na drogę wilkołaka, w którym poważnie się zadurzyłam. Później ugryzienie, by być razem na zawsze, bla bla bla... Staję się wilkołakiem i puff... Znika, a ja zostaję sama z tym wszystkim.
Nawet nie zauważyłam, gdy przekroczyłam próg baru, do którego zmierzałam. Siedziały w nim tylko 3 osoby, każda sama. Usiadłam przy wolnym stoliku przy oknie, z dala od reszty. Wzięłam do ręki kartę dań i zaczęłam lustrować ją wzrokiem.
-Ekhem... Co podać panience? -Odchrząknął kelner, który właśnie do mnie podszedł. Uśmiechał się do mnie tak bardzo sztucznie, że miałam ochotę zwymiotować. Zmierzyłam go zniesmaczonym wzrokiem i wróciłam do karty dań.
-Krwisty stek... -Mruknęłam ignorując jego obecność i mówiąc bardziej do okna, niż do niego.
-A do tego zie... -Zaczął, lecz przerwałam mu.
-Tak. -Żachnęłam się i odłożyłam kartę dań, przyglądając się jego osobie. Posiadał dość ciemną karnację w porównaniu ze mną, czekoladowe włosy i oliwkowe oczy.
Mężczyzna kiwnął głową notując coś w swoim zeszyciku i zniknął gdzieś w kuchni. Westchnęłam wypuszczając powietrze ze świstem. Rozsiadłam się wygodniej na fotelu czekając na zamówienie. Nagle usłyszałam czyjeś kroki zmierzające w moją stronę. Nie otwierałam jednak oczu, w nadziei, że nie idzie do mnie, a do stolika obok.
-Wolne? -Zapytał nagle, na co ja otworzyłam oczy i zmierzyłam go niezadowolonym wzrokiem
-Jak multum innych stolików... -Mruknęłam obserwując jego postawę.

Ktoś??

Mahidevran

Witamy drugą elfkę! 
Mahidevran:)

Od Taigi Cd. Alexa

Marzenie, gdyby moim marzeniem byłoby przeczytanie jednej księgi to co by to było za marzenie. Spojrzałam na niego ze zmieszaniem, uważa mnie za taką osobę, która jedynie czyta i to jest jej cel w życiu? Śmieszne.
- Moje marzenia są o wiele większe niż zdobycie i przeczytanie jednej księgi - Mój uśmiech zniknął, a na twarzy pojawiła się powaga - Żegnaj skacowany upadły aniele - Mijając go poszłam dalej w swoją stronę. Miał dziwne uwagi, dlaczego miałabym się smucić skoro nie mam powodu, wole chodzić z uśmiechem na twarzy, wtedy ludzie mijając Cię, myślą że jesteś szczęśliwy i zadowolony z życia nikt Cię wtedy nie zaczepi i nie zada niepotrzebnego pytania. Przechodziłam właśnie przez most. Coś mnie ruszyło i podeszłam do barierki, byłam pewna że coś widziałam, jednak jeszcze nie wiedziałam co. Wychyliłam się lekko i wtedy mój naszyjnik zaczął spadać. Myślałam, że serce mi stanie widząc jak znika we wodzie. Moje zielenicę od razu się powiększyły. Rzuciłam księgę na bok i ściągnęłam bluzę. Zaczęłam stawać na barierce. Chciałam już skakać, kiedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu
- Czy Tobie do reszty odbiło? - Znowu ten upadły no i po co się wtyka w nieswoje sprawy, przecież nie chce się zabić, aż tak mi źle na tym świecie nie jest
- Puszczaj mnie! - Warknęłam - Nie chce się zabić, mój łańcuszek spadł do wody - Wyjaśniłam krótko
- Skaczesz z powodu jednego łańcuszka? - Prychnął
- Tak, właśnie tak - Wyrwałam mu się i runęłam do wody. Najpierw poczułam lekki ból, jednak szybko od przeszedł. Wynurzyłam się, aby wziąć oddech po czym ponownie zanurkowałam.


Alex?

Od Grace

Kolejny łyk alkoholu przyprawił mnie o mdłości.
Dom, w którym mieszkałam z bratem, był własnością pierworodnego Snowknigtów - Caleba. Znajdował się w centrum Koln. Mogłoby się wydawać, że to bogate miasto, wszystko wygląda schludnie. No cóż... Niespodzianka. Miejscowość była najbardziej wysuniętym zamieszkałym miejscem na północ. Lata były tu chłodne a zimy bardzo mroźne. Śnieg pokrywał teren przez większą część roku, roztopy zdarzały się jedynie w miesiącach letnich. Odpowiadało mi to w stu procentach, uwielbiałam senny świat pogrążony w bieli. Nie przeszkadzał mi nawet mróz, który szczypał w nos. Jednakże, przy najgorszych temperaturach, mieszkanie na poddaszu było niemożliwe. Wiatr dawno się tam zadomowił i wesoło hulał w środku. Parter nie był najgorszy, w sumie, to warunki mieliśmy dobre.
- Cholerny żywot - wyszeptałam do siebie i skrzywiłam się słysząc trzaśnięcie drzwiami.
Olivier wkroczył do salonu połączonego z jadalnią. Wykręciłam szyję by spojrzeć na niego i schowałam butelkę pod bluzę. Obserwował mnie uważnie ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Z jego oczu biło zimno, którym zawsze obrzucał mnie, gdy podejrzewał mnie o coś.
- Czuję alkohol - przeskoczył kanapę i usadowił się obok.
- To nie pij tyle - odpowiedziałam próbując zdobyć się normalny ton.
Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Wystawił otwartą dłoń czekając, aż oddam trunek. Nic przed nim nie umiem ukryć. Z ciężkim westchnięciem podciągnęłam ubranie i podałam szkło.
- Grace i bimber kupiony nielegalnie u Helene... - pociągnął łyk z butelki, co mnie lekko zaskoczyło. - Okropny - wyszeptał z kwaśną miną.
- Topię w nim swoje smutki - odpowiedziałam na pytanie, które nie padło.
- Żyjesz jak chcesz. Co ci tu nie pasuje?
- Bycie tym wielkim bydlem, które potrafi wszystkich odstraszyć.
- Nie zapominaj, że każdy z rodziny Snowknightów taki jest - dźgnął mnie łokciem w bok i rozsiadł się wygodnie.
- Mogłam być lesbijką, mogłam urodzić się bez oka, ale nie. Musiałam zostać średniowiecznym stworzeniem, które teoretycznie nie ma prawa istnieć.
- Wszystkie kobiety tak dramatyzują? A wiem... Masz te dni - kolejny łyk wykrzywił mu jeszcze bardziej twarz.
- Widzisz te pazury? - pokazałam mu moje paznokcie, które "hodowałam" już dosyć długo. - Przeoram ci nimi twarz wzdłuż i wszerz.
- Nadal będę zachwycał swym wyglądem - mruknął z kamienną twarzą. - A z resztą, co cię ugryzło? Zazwyczaj jesteś opanowana i... cicha.
- Wesołek z ciebie - wyrwałam mu bimber z ręki i odstawiłam na stolik kawowy przed nami. - Dzwonił Luke albo Caleb?
- Nie - pokręcił głową sięgając po pilot od telewizora. Przeskakiwał z kanału na kanał tak długo, aż znalazł jakiejś stacji naukowej. Zaczynał się akurat program o naszej rodzimej planecie.
- Na prawdę chcesz to oglądać? - spytałam spoglądając na niego z ukosa.
- No to proszę, znajdź coś - oddał mi przedmiot.
Sport, informacje, bajki dla dzieci, dokumenty, muzyka... Skończyłam na kanale 180, bo nie miałam sił na wysłuchiwanie ciągłego ''Zdecyduj się!'', ''To jest fajne!'' mojego brata. Zachowywał się jak czasem małe dziecko, których nie lubiłam. Wyłączyłam odbiornik i rzuciłam ''zmieniarkę'' na fotel. Obróciłam się plecami do ekranu i położyłam nogi na oparciu sofy. Głowę zwiesiłam bezwładnie. Świat jest ciekawszy, gdy widzi się go do góry nogami.
- Jesteśmy potworami - stwierdziłam nagle.
- Tu się mogę zgodzić - Olly pokiwał głową patrząc na punkt za oknem. - Ale nie jesteśmy krwiożerczymi bestiami, które nie potrafią się opanować.
- Ty jak zwykle nic nie rozumiesz... - westchnęłam.
Zdjęłam nogi z oparcia kanapy i poderwałam się do siadu. Rozejrzałam się w poszukiwaniu torby myśliwskiej, którą zawsze miałam przy sobie. Widząc ją na stole w jadalni, skoczyłam na równe nogi porwałam ją, biegnąc do holu. Włożyłam znoszone buty i narzuciłam na ramiona grubą zapinaną bluzę. Upewniwszy się, że w torbie siedzi Ben, otworzyłam szarpnięciem wejście.
- Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę! - krzyknęłam do brata.
Słysząc jego cichy śmiech, rzuciłam mu przez ramię ostatnie spojrzenie.
Znajdowałam się prawdopodobnie w okolicach Ocester. Kroczyłam sprężystym krokiem ścieżką wydeptaną w śniegu. Biały puch skrzypiał mi pod stopami, czasem odezw ały się ptaki. Błądziłam już trzecią godzinę i nadal nie miałam dość. Wkraczając na rozległą polanę, poczułam się obserwowana. Zatrzymałam się przy jednym z drzew, obserwując okolice. Nie miałam nic, czym mogłabym się obronić. Owszem, zmiana w smoka wchodziła w grę, ale wolałam nie ryzykować.
- Pokaż się - wyszeptałam, lecz nie usłyszałam samej siebie. Uszy wypełnił mi szum krwi.

Ktoś?