niedziela, 23 sierpnia 2015

Od Alexa cd Taigi

Zastanowiłem się chwilę po czym odpowiedziałem powoli.
-W sumie to tak. Rodzice nigdy nie ukrywali kim jesteśmy, a do tego zawsze powtarzali, że powinniśmy być dumni z bycia upadłymi. Dla nich, przeciwieństwie do mnie i Sue, inne rasy były słabsze oraz mniej ważne. Nie mam pojęcia dlaczego tak uważają. A my robiliśmy im zawsze na przekór.
-Na przykład jak?
-Przyjaźniliśmy się z różnymi rasami, mieliśmy w nosie te ich przekonania. Sue śmiała się, że najchętniej umówiłaby się z aniołem, aby im na złość zrobić-zaśmiałem się.-Tak to już u nas było... i w sumie to nadal jest.
-Kontaktujesz się z nimi?
-Nie, każda rozmowa kończy się kłótnią. Chociaż myślę, że gdyby coś się stało, to może i byśmy się pogodzili.
Usłyszałem drapanie w drzwi balkonowe.
-Hades powraca. Idę go wpuścić-powiedziałem do Taigi, a ona uśmiechnęła się.
Otworzyłem drzwi, a pies wpadł do domu, przebiegł przez korytarz, wbiegł do salonu wskakując na kanapę i zaczął lizać dziewczynę. Podszedłem do nich i podniosłem psa odstawiajac go na podłogę.
-Co za walnięty pies-powiedziałem podając jej chusteczkę.
-Wiesz, zwierzaki upodobniają się do swoich właścicieli.
-To przez Sue. To jej pies.
-Ale ty się nim zajmujesz.
-Chcesz mi powiedzieć, że jestem nieformalny?
Zrobiła minę mówiącą ,,A co? Może nie?".
-No może trochę-powiedziałem powoli i spojrzałem na zegarek.
-Chodźmy do kuchni bo przydałoby się coś zjeść.
Ruszyliśmy do pomieszczenia.
-Mam dwa pytania.
-Wal.
-Co sobie czarodziejka do jedzenia życzy, a drugie to... Wspominałaś o ojcu... Jaka jest właściwie twoja rodzina?


Taiga?

Od Jonathan'a CD Ash'a

Przypatrywałem się palącemu chłopakowi. Wychodził na to, że nie chce, aby jego koń wdychał dymu, bo odgonił go tuż po zapaleniu.
- Czyli konia nie chcesz otruć, a mi dmuchasz tym prosto w twarz?- rzuciłem mu oskarżenie, kucając naprzeciwko chłopaka.
- Dokładnie tak- przechylił się do mnie. Nasze twarze dzieliły milimetry. Ash dmuchnął mi dymem centralnie w usta i częściowo w nos. Zacisnąłem powieki i zasłoniłem twarz rękami schowanymi w rękawach przydużego swetra.
- To nie fajnie...- wyszeptałem, czując jak czarny sweter zsunął się z mojego ramienia. Chłopak zawiesił wzrok na odsłoniętej części ciała i przygryzł wargę. Jednak po chwili znowu zaciągnął się papierosem. Chwyciłem sweter i przeciągnąłem go na właściwe miejsce. On jedynie wzruszył ramionami. Zmrużyłem oczy.
- Masz strasznie długie rzęsy- powiedział nagle- ogólnie jesteś bardziej jak kobieta. Chudy, drobny, delikatny...
- Kto powiedział, że jestem delikatny?!
- Ja- nagle uderzył mnie stopą w bok, przez co straciłem równowagę i upadłem- widzisz? Jesteś słaby. A co za tym idzie-delikatny.
- Wcale nie!- na to wsadził papierosa do ust, a po chwili leżałem pod nim. Zaciskał palce na moich nadgarstkach. Zagryzłem mocniej szczękę.
- Jesteś delikatny, Jona- wyszeptał i mocniej ścisnął moje nadgarstki na co zawyłem żałośnie. Od razu mnie puścił i został nade mną klęcząc. Odwróciłem głowę, czując upokorzenie. Miał rację. Jestem słaby i delikatny. Wstał, nie zwracając już na mnie zbytniej uwagi i wrócił pod drzewo. Usiadłem po turecku, wpatrując się w niego. Zapalił drugiego papierosa, u wcześniej gasząc poprzedniego.
- Starczy ci...- wyszeptałem.
- Co?- spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Starczy ci...- powtórzyłem nieco głośniej- to nie jest zdrowe.
- Czemu się tak o mnie martwisz? Praktycznie mnie nie znasz.
- Nie chcę, żeby coś ci się stało- spuściłem wzrok na ręce i zacząłem bawić się palcami- wystarczająco dużo ludzi ginie w tego powodu...
- Jesteś nadwrażliwy.
- Nie. To znaczy tak. Boję się o ciebie. Zdążyłem się do ciebie przywiązać przez tą godzinę czy dwie...
- Ouch... to... urocze?- mruknął niemrawo- ale mi to raczej nie zaszkodzi. Jestem smokiem, dym to dla mnie chleb powszedni, nie masz się o co martwić Jonathan.
- Jona. Pełne imię jest zbyt poważne. Dlatego ja mówię na ciebie Ashie- wyszczerzyłem się, przekrzywiając głowę.
- Ashie...- chłopak jednak się lekko się uśmiechnął.
- Tak... Ashie. To słodkie!- zachichotałem niczym dziewczynka.
- Boże. Jesteś taki dziecinny.
- Co zrobisz? Nic nie zrobisz! Ej popatrz, twój koń przybiegł!- wskazałem na czarnego ogiera.
- To Angus. Tak na marginesie...
- Będę mógł kiedyś na nim pojeździć?- spytałem patrząc na Ash'a.
- Nie wiem... zobaczę.
- Okay!- wyciągnąłem dłoń do ogiera. Pokłusował ku mnie i trącił nieśmiało chrapami moje palce- Dobry konik... jesteś tak uroczy jak twój pan- pogłaskałem go po łbie. Usłyszałem tylko prychnięcie smoka.
- Ja? Uroczy? Czemu tak o mnie mówisz?
- Bo jesteś uroczy. Nie zdajesz sobie z tego sprawy.
- Pod jakim względem?
- Jak dla mnie- pod każdym. Ale wiesz, jestem dziwny, więc nie ma się co dziwić. Nie dziw się, że dziwak jest dziwny, gdy mówi, że jest dziwny. ALE TO BYŁO DZIWNE!- wyszczerzyłem się.
- Dobijasz mnie...
- Ach, spokojnie, ja siebie też- wstałem, by mieć łatwiejszy dostęp do konia. Był naprawdę wielki, jak dla mnie, olbrzym.
- Angus- koń skierował łeb ku chłopakowi- bądź miły dla Jonathan'a- na to zarżał radośnie i musnął chrapami moją głowę, na co zachichotałem i przejechałem dłonią po jego łbie- Serio jesteś jak dziecko.
- Po prostu lubię na wszystko patrzeć przez pryzmat szczęścia, Ash. Nie moja wina, że jestem nadpobudliwym, dziecinnym optymistą. To znaczy trochę moja... ach, nie ważne! Każdy jest inny i tyle!- oparłem czoło o głowę zwierzęcia, uśmiechając się przy tym błogo pod nosem.

(Ash? U mnie też niezbyt default smiley xd)

Od Lucas'a C.D. Marceliny

Pełnia...Mój ulubiony moment wciągu miesiąca. Przemierzałem w spokoju las pod postacią wilka.  Nagle zauważyłem dziewczynę, która z duszą na ramieniu przedzierała się przez gąszcz. Obserwowałem ją, starałem się, żeby mnie nie zauważyła. Niestety zatrzymała się i zaczęła wołać. Nie chciałem jej przestraszyć, dlatego wróciłem do ludzkiej formy. 
-Co taka piękna panna, robi sama w lesie po zmroku?-Zapytałem wychodząc z krzaków. Dziewczyna odwróciła się jak oparzona i zmierzyła mnie wzrokiem. Uśmiechnąłem się szelmowsko, niestety szybko z szedł mi z twarzy. 
-Masz może drewniany kołek?-Zapytałem, a dziewczyna patrzyła na mnie jak sroka w gnat, nie dziwie jej się sam pewnie bym się  zdziwił. 
-Wiesz, że istnieją wilkołaki i wampiry i tym podobne?-Zadałem kolejne pytanie, żeby się upewnić, że jest uświadomiona. Dziewczyna lekko kiwnęła głową.
-W naszą stronę zbliża się wampir. Jeśli chcesz przeżyć radzę się trzymać blisko mnie. Zadam jeszcze raz pytanie. Masz może drewniany kołek lub liście werbeny?-Starałem się wytłumaczyć jej wszystko krótko i zwięźle. Niestety odparła jedynie lekko kręcąc głową. Westchnąłem i podszedłem energicznym krokiem do dziewczyny i złapałem ją za rękę. Staliśmy się niewidoczni. Zacząłem biec ciągnąc nieznajomą za rękę. Po kwadransie dotarliśmy do wodospadu. Powoli przeszliśmy za jego taflą do jaskini. Usiadłem na kamieniu puszczając dłoń dziewczyny, która była zmęczona biegiem.  Również byłem wykończony, choć ja nie z powodu przebieżki, ale używania mocy. Podszedłem do tafli wody i zanurzyłem w niej dłonie, żeby po chwili przemyć twarz. 
Marcelina

Od Ash'a CD Scarlet

Ta jej kanapa była strasznie nie wygodna. Już ja miałem lepszą w domu, no ale nie miałem co zbytnio wybrzydzać. Musiałbym teraz wracać po nocy, co nie jest wcale przyjemne. A jeszcze było tak chole*nie gorąco... Westchnąłem cicho siadając na kanapie. Jak makiem zasiał. Wstałem podchodząc do okna. Angus stał spokojnie ze spuszczona głową. Spał. Najciszej jak potrafiłem wszedłem na piętro. Zajrzałem do pokoju Scarlet. Ona też już odpłynęła. Ostrożnie położyłem się obok. No i oto mi chodziło! To się nazwała wygoda. Tylko będzie zabawnie jeśli to ona rano obudzi się pierwsza. Jednak już nie chciałem sobie zadręczać tym głowy. Sen i mnie szybko dopadł. Następnego dnia o świcie obudził mnie krzyk znajomej mi dziewczyny. Otworzyłem trochę oczy. Scarlet siedziała na drugim kocu łóżka. Już miała krzyknąć, ale rzuciłem w jej twarz poduszką na co od razu zamilkła.
- Nie drzyj się... Niektórzy próbują tu spać jakbyś nie zauważyła...- mruknąłem zaspany odwracając się do niej plecami.
- No właśnie! Miałeś spać na dole!- oburzyła się.
- Oj ciii... Daj mi jeszcze pospać...- ziewnąłem przeciągle.

Scarlet? XD

Od Ash'a Cd Jonathan'a

Też możesz dać. Będę miał na przyszłość- odparłem, a on podał mi woreczek.
Z powrotem kucnąłem żeby mógł zejść. Jęknąłem cicho na myśl że będę musiał przechodzić przez miejsce które zwał domem jeszcze raz. No ale przynajmniej te pomieszczenie było ładne i jeszcze ten zapach... Wsadziłem woreczki do kieszeni i nabrałem powietrza zakrywając nos koszulką. Nie rozumiałem jak on tam wytrzymywał. Szybko przebiegłem przez pokój niemalże wywarzając drzwi. Gdy już byłem na zewnątrz wziąłem kilka głębokich oddechów świeżego powietrza. Szybko zawinąłem sobie papierosa i zapaliłem. Z przyjemnością zaciągnąłem się dymem. Kiedy to robiłem akurat przyszedł Jonathan. Wypuściłem mu dym prosto w twarz, przez co zaczął kaszleć. Zaśmiałem się cicho.
- Spokojnie, nie umrzesz od tego- dodałem ponownie się zaciągając.
Dałem znak Angusowi że może pójść skubać trawę. Nie paliłem przy nim. Nie chciałem ryzykować że mogło mu to jakoś zaszkodzić. Usiadłem w cieniu najbliższego drzewa upierając się o pień i odchylając lekko głowę do tyłu. Co jakiś czas przystawiałem papierosa do ust.

<Jonathan? i ta długość, następnym razem bardziej wysilę mózgownicę >.< >

Od Alexa cd Taigi

-Taa, Rose nazywa to pedanckim porządkiem. Sue miała obsesję na punkcie sprzątania i jakoś to podłapałem. Zapraszam do salonu-powiedziałem wskazując ręką pokoju.
W moim domu dominowały ciemne kolory, a jedynymi ozdobami były ramki ze zdjęciami. Z każdym z nich wiązała się jakaś historia. Usiedliśmy na skórzanej kanapie.
-Jak się podoba Zance?- zaśmiałem się.
-Niektóre spojrzenia przyprawiły mnie o ciarki.
-To mógł być mój sąsiad. Milutki staruszek-rzekłem z sarkazmem.-Najbardziej znienawidzona osoba w okolicy. Co sobie życzysz do picia? Sok, herbata, kawa?
-Może być sok.
-Tak jest szefowo.
Poszedłem do kuchni przynieść sok i szklanki. Wracając wyjrzałem przez okno na psa, który biegał za własnym ogonem.
-A właściwie co za problem miała tamtą kobietą?

Taiga?

Od Taigi Cd. Alexa

Gdy chłopak wyszedł zajęłam się czytaniem księgi, cóż po godzinie byłam już na tyle zmęczona,że nawet nie wiem kiedy usnęłam. Obudziłam się rano z książką w rękach. Cały poranek myślałam nad zaproszeniem do diabełka, w sumie dlaczego by nie iść. Po obiedzie byłam już gotowa do wyjścia, kiedy usłyszałam pukanie, jak się okazało była to starsza pani, którą znałam jedynie z widzenia
- Pani Taiga tak? - Zapytała z miłym uśmiechem, a ja przytaknęłam - Słyszałam, że zajmuje się pani zielarstwem, moja wnuczka zachorowała i nie wiem już co robić - Zaczęła
- Co jej dolega? - Zapytałam z powagą
- Gorączka od trzech dni, nic jej nie zbija, próbowaliśmy wszystkiego - W jej oczach widziałam zdenerwowanie - Ma dopiero 5 lat
Na te słowa westchnęłam, nie powinnam używać magii na zwykłych ludziach, ale zrobiło mi się szkoda tej małej. Starsza pani podała mi swój adres. Od razu poszłam się przebrać i wyszłam w las po niezbędne dla mnie zioła. W sumie może tylko one wystarczą, muszę ją zobaczyć. Przygotowana na wszystko ruszyłam na wskazane mi miejsce. W łóżku zobaczyłam małą dziewczynkę, blond włoski, jasne oczka, przypominała mi porcelanową laleczkę. Na jej czoło położyłam przygotowany wcześniej obkład, nie używałam magii, nie widziałam takiej konieczności. Jej rodzicom dałam specjalne zioła do żucia, odczekałam tam 30 minut, jak się okazało temperatura zaczęła spadać, a mała odzyskiwała apetyt. Podziękowali mi, chcieli zapłacić, ale nie przyjęłam pieniędzy. Wróciłam do siebie, było już za późno na odwiedziny, więc postanowiłam poczekać do dnia następnego....
Stoję przed jakimiś drzwiami i za ch.olere nie wiem czy to jest jego dom, słyszałam wiele o tym mieście, ale nie sądziłam, że może aż tak przerażać, niektóre spojrzenia powodowały u mnie ciarki. Czekałam kilka minut, aż drzwi otwarł mi Alex. Miał na sobie luźne spodnie, a z jego włosów kapała woda, domyśliłam się, że zapewnię przeszkodziłam mu w prysznicu
- Cześć, nie przeszkadzam? - Zapytałam z lekkim uśmiechem
- Cześć, nie możesz wejść - Wpuścił mnie do środka, byłam zaskoczona jaki panował tam porządek, wszystko miało swoje miejsce, nie było tam żadnych niepotrzebnych ozdób, wszystko wyglądało tak sterylnie
- Miałam wpaść wczoraj, ale miałam pilną sprawę - Zaczęłam rozglądając się
- Coś się stało?
- Pewna kobieta poprosiła mnie o pomoc, jestem zielarką więc czasem mi się to zdarza - Wyjaśniłam - Nie sądziłam, że tak lubisz porządek

Alex?

Od Jonathan'a CD Ash'a

- Ale teraz, zaraz?- wyprostowałem się i odchyliłem nieco do tyłu, by oprzeć się dłońmi o zad ogiera. Koń był tak wielki, że musiał uklęknąć, bym na niego wsiadł.
- Nie, teraz jutro. No mów gdzie mieszkasz!- odpowiedział natychmiast. Był poddenerwowany. Zaraz. Najpierw chce papierosy, potem, gdy dowiaduję się, że jestem zielarzem od razu chce tabakę, a teraz jest zirytowany. Uch, uzależniony?
- Po pierwsze, zawróć- uśmiechnąłem się do jego pleców. Chłopak natychmiast wykonał polecenie. Mruknąłem, że musi skręcić w czwartą ulicę na lewo, a potem będzie już z górki, bo to naprawdę niedaleko. Kiwnął na to głową, co uznałem, za gest informujący, że rozumie. Jechaliśmy w ciszy, przerywanej tylko przez stukot kopyt czarnego ogiera, który kłusował dumnie między ludźmi. Oczywiście nie wytrzymałem długo i po chwili zagadałem.
- To... jak masz na imię?
- Ash...
- Ash! Mogę na Ciebie mówić Ashie? To takie urocze zdrobnienie! Pasuje do Ciebie! Nawet mi nie zakazuj, bo i tak będę mówił na Ciebie Ashie... Ashie, Ashie, Ashie- powiedziałem prawie na jednym wdechu.
- Co?
- Co, co?
- Mówisz, że... Ashie, to urocze i... pasuje do mnie? Co?
- No bo jesteś uroczy? Tak? Nie? Nie wiem. To znaczy wiem. Dla mnie jesteś. Jesteś jak panda! Pandy są słodziutkie, prawda? Niby duże, groźne, a jednak takie urooocze. Ciekawe czy jest taka rasa, no ten... co zmienia się w pandy! Jak wilkołaki, tylko, że... pandołaki! Tak! Jesteś pewny, że nie jesteś pandołakiem, Ashie?
- Nie, nie jestem żadnym... pandołakiem? Nie jestem Ashie, tylko Ash. Ach no i... czy ty się kiedykolwiek zamykasz?
- Tylko jak śpię ale podobno wtedy też często mówię. Tylko, że często niewiadomo co i zupełnie od czapy.
- Uhu...
- A tak ogólnie to ja jestem Jonathan, ale mów mi Jona, albo John, albo Jonek, może być też Jo, ale tego to nie lubię. O tu skręć w lewo. No w każdym bądź razie, przedstawiliśmy się sobie i jest fajnie. Bo jest fajnie. Prawda? Dla mnie tak, ale czy ty czujesz się komfortowo?
- Ty zawsze tak dużo mówisz?
- Podobno tak. Nawet matka zastanawiała się czy mnie przypadkiem nie podmienili w szpitalu, bo większość mojej rodziny jest statyczna i nie za dużo się odzywa. Ale miałem podobno pradziadka Aleksieja, który był tak samo narowisty jak ja. Czyli to dziedziczne!
- Boże, bądź cicho na choćby pięć minut. Proszę?- wyszeptał.
- Okay!- po tym słowie zamilkłem. Ashie odetchnął z ulgą i szarpnął wodzami, po czym koń zaczął cwałować. Rozłożyłem ręce i łapałem w płuca powietrze, które przelatywało nad schylonym chłopakiem. Byłoby cudownie już do końca, gdyby nie fakt, że ogier przeskoczył nad jakimś pudłem leżącym na środku drogi. Przestraszony, od razu zareagowałem przylgnięciem do pleców Ash'a. Usłyszałem tylko stłumiony chichot, po czym od razu się wyprostowałem i założyłem ręce na piersi- skręć za chwilę w prawo. Teraz- burknąłem odwracając głowę. Gdy zobaczyłem mój dom, wskazałem mu go, a on zatrzymał konia centralnie przed nim. Chciałem zejść z ogiera samodzielnie, ale chłopak mnie powtrzymał. Sam zsiadł, a gdy już stał stabilnie na ziemi, złapał mnie pod pachami i ściągnął mnie z niego. Jestem od niego niższy tylko o... no o dwadzieścia centymetrów... ale to nie znaczy, że sam sobie nie poradzę! To znaczy... fakt, wyglądam na piętnaście lat, ale hej! W wieku czternastu już wyprowadziłem się z domu i zacząłem podróżować!
- To ten... idziemy po tę... tabakę?- spytał nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. Kiwnąłem głową i ruszyłem w podskokach do drzwi. Zatrzymałem się centralnie przed nimi i już miałem wsadzić klucz do zamka...
- K***a- położyłem dłoń na drewnie. Teraz przypomniałem sobie, jak wielki chlew tam mam. Nie rozpakowane od tygodnia pudła, na których leżą stare, brudne koszulki, stare jedzenie i kilka zużytych bokserek (niektóre z wiadomych powodów), to raczej niezbyt przyjemny widok.
- Co jest? Zapomniałeś czegoś?- kruczowłosy stał przy mnie. Walnąłem czołem o drzwi.
- Nie. Po prostu mam tam chlew do potęgi entej.
- Nie może być tak źle.
- Okey. Skoro chcesz. Ale ja nie odpowiadam za wypalenie oczu i zanik węchu- wzruszyłem ramionami i otworzyłem drzwi. Weszliśmy powoli.
- Oo k***a!- chłopak zatkał nos i cofnął się, przez co wpadł na ścianę.
- Nie mów, że nie ostrzegałem.
- Ale weź! Ja do tego jestem... no smokiem! Agh! Wyczulone zmysły! Tu, to udręka! Stary, ile ty tu mieszkasz?!
- Tydzień?
- W TYDZIEŃ DOPROWADZIĆ DOM DO TAKIEGO STANU?! JEZUS! DAJ MI TĄ TABAKĘ, JA IDĘ NA DWÓR!- zawył i zaczął szukać dłonią klamki.
- Nie przesadzaj. Chodź, z czasem będzie lepiej- złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. Załkał żałośnie. Zaprowadziłem nas do składziku ziół. Tutaj było czysto i ładnie pachniało, szczególnie lawendą. Ashie od razu się uspokoił i przejechał dłonią po swoich włosach, wdychając delikatny zapach. Jego źrenice się rozszerzyły- Tylko się nie naćpaj, Ashie.
- Nie Ashie, tylko Ash... a ten zapach jest taki ładny... spokojny...- wyszeptał.
- Dobra, dobra Ashie. To tabakę, tak?
- Uhum...
- Nie jest zbyt dobra i droga, ale chyba lepszy rydz niż... ygh! Nic!- zacząłem podskakiwać w celu dosięgnięcia ziół. Leżały wysoko, a ja aktualnie nie miałem drabiny. Musiało to wyglądać komicznie i pewnie tak było, bo chłopak zaraz począł chichotać. Tak. CHICHOTAĆ jak mała dziewczynka. Zrezygnowany oparłem się czołem o półkę- A najgorsze to, że przestałem już rosnąć- dodałem, na co Ash ryknął nieopanowanym śmiechem. Westchnąłem cicho.
- Dobra karle- nagle do mnie podszedł, ukucnął za mną i już po chwili siedziałem mu na barana. Sięgnąłem po woreczek. Chłopak już chciał mnie odstawić, gdy zaprzeczyłem, mówiąc, że na lewo mam jeszcze tytoń, jeżeli chce.

(Ashie?)

Od Lucas'a CD Eris

Przemienilem sie w czlowieka, a elfka spojrzala na mnie zirytowana.
-Ty szujo.-Warknela, na co usmiechnalem sie szelmowsko.
- Chcialem sie przedstwic, ale zaczelas mnie glaskac i bylo tak przyjemnie.-Powiedzialem, a dziewczyna tupnela nogą i zaczela iść w przeciwnym kierunku. Ruszylem za nia.
-Przepraszam.-Powtarzalem, ale elfka nie reagowala. W pewnym momencie zachwiala sie na nogach i zaczela upadac. Zlapalem ja w ostatnim momencie i staralem ocucic.
-Co sie stalo?-Zapytalem, kiedy blondynka zaczela otwierac oczy.
- One tak glosno krzycza.-Szepnela i ostroznie postawilem dziewczyne na nogach.
-Wiem, o co ci chodzi. Nie idz za mna.-Warknalem zmieniajac sie w wilka. Ruszylem w strone wodospadu, gdzie lowcy zastawili sidla. Wrocilem do ludzkiej postaci i zmieszalem sie z otoczeniem.  Wiedzialem, ze elfka tez tu niedlugo dotrze.  Zaczalem zblizac sie po cichu do mezczyzn. Kiedy byle wystarczajaco blizko uderzylem pierwszego w twarz. Ruszylem do klatek wypuszczajac zwierzeta z niewoli, a potem zabralem sie za reszte lowcow. Po obezwladnieniu dwoch, moj kamuflaz zniknal, a ja stalem sie widzialny. Staralem sie pozbyc pozostalej dwojki. Po dluzszej walce to sie udalo. Kiedy elfka wylonila sie z lasu, ciala lowcow zniknely, a ja upadlem na kolana. Bylem wykonczony, mialem wiele ran, a energie bardzo zuzyl kamuflaz.
Eris