piątek, 14 sierpnia 2015

Od Alexa cd Kate

Spojrzałem na dziewczynę.
-Jesteś pewna, że chcesz tak po nocy jechać?
-Tak.
-Jak uważasz. Miło było poznać. Część.
-Część.
Wsiadł na konia i pojechała na zachód. Ruszyłem do domu. Zamknąłem drzwi i nakarmiłem psa. Ułożyłam się na kanapie i rozmyślałem. Kate była całkiem w porządku. Polubiłem ją. W pewnym stopniu przypominała mi Sue. Leżałem tak rozmyślając, aż zasnąłem. Około drugiej rozległo się pukanie w okno. Podniosłem się mrucząc pod nosem obelgi. Za okna szczerzyła się Nina, moją przyjaciółką.
-Princess nie masz domu?
-Suń się.
-Nie lepiej drzwiami?
-Czego cię dzisiaj nie było czubie?
-Zmęczony byłem. Idź do siebie. Jutro cię Pan kacuś będzie witał rano-powiedziałem zamykając jej okno przed nosem.
Rano wwstałem, ogarnąłem się i ruszyłem do stolicy. Chodziłem tak, kiedy wpadłem na kogoś.
-Przepraszam-spojrzałem na osobę, którą potrąciłem.- Siemka Kate.

Od Hayley

Po przyjeździe do Ocester, razem z bratem zaczęłam szukać naszych mieszkań - naprzeciwko siebie, w jednej kamienicy.
- Będę miał na Ciebie oko - zaśmiał się Daniel.
- A ja i tak będę miała to gdzieś - zakpiłam, ciągnąc się ze swoimi torbami i kotem na rękach do mojego mieszkania, a Daniel przyszedł za mną, wnosząc najpierw resztę moich rzeczy i narzekając na to, ile ich wzięłam, a następnie poszedł do swojego mieszkania.
Kiedy się już rozpakowałam, wyszłam z mieszkania, chcąc iść na spacer z Salemem, by poznał okolicę i wiedział, jak wrócić, gdy będzie wychodzić na dwór.
Lecz kiedy uderzyłam kogoś drzwiami, pewna, że to mój brat, zaczęłam kląć na niego i wyzywać, dopóki nie zobaczyłam, że był to chłopak, ale na pewno nie mój brat...
- Jejku, przepraszam! - zaczęłam od razu. - Nic Ci nie zrobiłam?

(Kto dokończy?)

Od Daniela C.D. Scarlet

Uśmiechnąłem się, widząc dziewczynę, na którą wpadłem.
- Nic nie szkodzi - zapewniłem ją rozbawiony. - Ja też nie za bardzo uważałem.
Dziewczyna pokiwała głową, parząc na mnie za długo i nie odchodząc, a ja zaśmiałem się.
- Jestem Daniel, a Ty? - zapytałem.
- Scarlet - odpowiedziała cicho. - Może mnie oprowadzisz? Jestem tu nowa i... - zaczęła.
- I ja też - zaśmiałem się. - Nawet nie z tego miasta. Jestem z Ocester.
- To co tu robisz? - zdziwiła się,
Wzruszyłem ramionami.
- Nie nudzę się przynajmniej w domu - przyznałem rozbawiony.

(Scarlet?)

Od Taigi Cd. Alexa

Spojrzałam na chłopaka po czym skinęłam głową. Pewnie musiał być to szok dla całej jego rodziny, zwłaszcza dla niego. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś wychodzi i już nigdy więcej nie wraca. Tęskniłam cały czas za mamą pomimo iż znam ją jedynie z fotografii i opowieści chyba nie chce wiedzieć, jaki byłby mój ból, gdybym ją straciłam w tym wieku...
- Zgadzam się - Uśmiechnęłam się lekko - Słuchaj - Zaczęłam niepewnie, w sumie to nawet nie wiedziałam jak dobrać słowa
- Tak? - Spojrzał na mnie unosząc jedną brew
- W sumie to skoro lubisz zabawy, alkohol to może wyjdziemy wieczorem? Nie znam jeszcze zbyt dobrze okolicy - Wyznałam spokojnie dokańczając swój sok
- Ciężko mi sobie Ciebie wyobrazić z alkoholem - Uśmiechnął się jedynie, za co skarciłam go wzrokiem
- To, że lubię książki, nie oznacza, że nie umiem się bawić. Poza tym czarodzieje, muszą znać zaklęcia, a skąd mam je wziąć jak nie z książek - Mruknęłam odnosząc szklanki do kuchni
- Wypijesz dwa szybkie i będziesz pod stołem? - Zaśmiał się - Ja nie jestem tragarzem do domu Cię nie doniosę
- Ty się lepiej martw o siebie, głowę akurat mam mocną - Mrugnęłam do niego - Nie daj się prosić, nie licząc sprzedawcy ksiąg jesteś tutaj moim jedynym znajomym - Prychnęłam - Wszyscy zostali w pozostałym mieście, a nawet nie miałam okazji, żeby kogoś poznać - Westchnęłam

Alex?

Od Kate Cd. Samuel'a

-Może nie taki koniec jest go jeszcze wiele... wiem ile jest tam korytarzy w końcu tam siedziałam kilka lat. - stęknęłam słabo. Nie miałam siły. Albo do strzałki dodali truciznę, albo jest ona tak mocna, że wręcz osłabia mnie od środka. Tak czy owak miałam straszny mętlik w głowie. - Dziękuję.- odparłam cicho. To on mnie stamtąd wyciągnął jestem mu winna przysługę a nawet życie.
-Co? - zapytał z cwanym uśmieszkiem na ustach.
-Nie powtórzę tego... zapomnij. - zaśmiałam się lekko, ale od razu jęknęłam z bólu, bo rany jakie zrobił mi w smoczej postaci cholernie piekły. Nie potrafię tak leżeć. Nic nie działało czułam się jakbym nie miała mocy. Nie dziwię się jestem maksymalnie wyczerpana i szczerze się zastanawiam jakim cudem ja jeszcze żyję. Chciałam choćby zmienić pozycję, ale wszystko sprawiało mi ból. Po co mi to było? Po co mi była walka z nim, straciłam przyjaciela, naraziłam się dowódcy akcji, uratowałam największego dupka Dylana który był winny temu, że Drake zginął. Gdyby nie jego mały mózg on by jeszcze żył. Znowu po policzkach spłynęły mi łzy poczucia winy i bezsilności. - Idź... - odparłam jeszcze w miarę spokojnie.
-Słucham? - odparł z lekkim oburzeniem w głosie
-Nie mów słucham bo cię wyrucham. - zripostowałam go. To zadziwiające, że nawet w obliczu kompletnego wyczerpania emocjonalnego jak i fizycznego mam cięty język
-Pyskata jesteś. I nie uda ci się to w tym stanie
-Przekonamy się? - zapytałam wojowniczo. Muszę nauczyć się zamykać mordę w odpowiednich momentach.

<Samuel?>

Od Kate Cd. Alex'a

-Bo jesteśmy prawie na wyginięciu jest nas może z 5 w kraju. A poza tym nasza rasa już taka jest jest bardzo ofiarna i dla życia kogoś innego potrafią sami zginąć oddając mu część mocy co kończy się śmiercią i dlatego jest nas nie wiele, a dodatkowo same używanie magii nas niszczy. - Zbliżaliśmy się do skraju lasu. Niedaleko stąd zostawiłam konia i muszę go zabrać. - Alex... mógłbyś chwilę zaczekać? Niedaleko jest mój koń nie mogę go tu zostawić. -Ok.
-Dzięki. - rzuciłam się w bieg do mojego konia wbiegłam na polanę i z rozpędu na niego skoczyłam, na co ten stanął dęba i pogalopował tam gdzie go poprowadziłam. Kiedy już się zatrzymałam niedaleko miejsca gdzie był mój nowy przyjaciel zeszłam z siodła i trzymając Arna za uzdę szłam nadal obok Alex'a. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Zaczęło się powoli ściemniać kiedy wyszliśmy z lasu. Fajnie byłam na sektorze północnym, a nie jestem tu zbyt pożądaną osobą zwłaszcza jako rodzona niezgodna, czyli być może jedyna w kraju. - No nic to chyba będę musiała jechać do domu.
-A gdzie mieszkasz? - zapytał marszcząc brwi.
-W zachodnim... nie martw się powinnam do rana dojechać.

<Alex?>

Od Alex'a cd Kate

Uśmiechnąłem się lekko. Była urocza z tymi rumieńcami.
-To chyba ja powinienem się zrumienić-zażartowałem łamiąc smycz psa i puszczając go na ziemię.-A co do tego tu-powiedziałem wskazując głową szczeniaka zmieniając temat aby nie peszyć jej bardziej- to rzeczwiście uroczego udaje świetnie. A tak poważnie to zbój nad zbóje. Terrorysta jeden. Już wiem dlaczego Sue nazwała cię Hades.
Zaśmiała się.
-Naprawdę nazywa się Hades?
-Taaa... I uwielbia wszystko co żyję. Dobra nie przeszkadzały już Ci w polowaniu.
-I tak nic już raczej nie uda mi się dzisiaj upolować. Słaby dzień... Tak więc też będę wracać.
-To możemy wrócić razem.
Ruszyliśmy w kierunku wyjścia z lasu. Szczeniak jak zwykle biegał wszędzie gdzie się dało i dopóki nie zatrzymywała go smycz, przez co lądował leżąc na ziemi z rozjechanymi łapami. Za każdym razem wywracałem oczami, a dziewczyna śmiała się.
-Stuknięty pies. Właściwie do jakiej rasy należysz?
-Do niezgodnych.
-Pierwszy raz słyszę o takiej rasie.

Kate?

Od Kate Cd. Alex'a

-Nawet mnie nie wkurzaj... Jest beznadziejnie. Poluję już piątą godzinę i zazwyczaj w tym czasie mam już ustrzelone ze trzy jelenie i pęczek królików w torbie, a dzisiaj coś nie mam szczęścia, bo mam tylko jednego królika i to jeszcze takiego niewydarzonego. - westchnęłam i rozpięłam torbę ukazując chłopakowi królika o miękkim futerku. Podeszłam do zakrwawionej strzały leżącej na ziemi i wbiłam ją w ziemię, by ją oczyścić i po chwili wyciągając. Wylądowała z powrotem w kołczanie. Pies wyrywał mu się z rąk żeby tylko zejść na ziemię, a ja powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem, w końcu nie wytrzymałam perlisty śmiech rozbrzmiał w lesie teraz to już niczego nie znajdę.
-Z czego się śmiejesz? - zapytał lekko obrażony
-Z twojego psiaka, jest taki uroczy na tle kogoś równie uroczego. - odparłam nim ugryzłam się w język. Na moich policzkach wyskoczyły pewnie już wiśniowe plamy inaczej znane jako rumieńce.

<Alex?>

Od Alex'a cd Kate

Dziewczyna odeszła polować dalej, a ja stałem obserwując szczeniaka, który chciał biec za nią.
-Wracaj tu! Sue, ale psa sobie wybrałaś. Hades chodź tu ty mały uparty skurczybyku!
Złapałem psa za obrożę, przypinając smycz. Zastanowiłem się nad zachowaniem Kate. Niepotrzebnie tak "miło" ją przywitałem. Ale co się stało to się nie odstanie. Ruszyłem przed siebie prowadząc psa przed sobą. Szliśmy wracając. W pewnym momencie Hades pobiegł w krzaki, wyrywając mi smycz z ręki. Złapałem go w końcu i wziąłem na ręce. Kiedy się wyprostowałem zobaczyłem strzałę wycelowaną w nas.
-Raczej słaba ze mnie zdobycz.
Obok mnie stała i celowała w nas Kate.
-Może słabo zaczęła się tą znajomość, ale aby od razu nas zabijać?
-Wycelowałam w geście obrony.
-Nie musisz się tłumaczyć. Jak idzie polowanie?-zapytałem z lekkim uśmiechem.


Kate?

Od Alex'a cd Taigi

Przyjrzałem się dziewczynie. Odpowiedziała mi szczerze na moje pytanie.
-No dobra. Od czego zacząć... Miałem dwa lata młodszą siostrę. To ona- pokazałem jej tatuaż na prawej ręce.- Była oczkiem w głowie rodziców. Czego by nie zrobiła to dla nich było wspaniałe. Między sobą mieliśmy doskonałe stosunki. Lubiliśmy razem imprezować i żartować. Ogólnie miała dość specyficzne podejście do życia-powiedziałem uśmiechając się lekko.- Dla niej wszystko było super z wyjątkiem pokręconego życia. Rodzice uważali, że to ja mam na nią zły wpływ. Wydawało się, że wszystko jest dobrze. Jednak... Miesiąc temu wyszła i nie wróciła. Poszedłem jej szukać i znalazłem... martwą. Od tamtej pory rodzice ze mną nie rozmawiają. Mają w głębokim poważaniu. Hades był jej psem. Zabrałem go, bo wiedziałem, że go oddają do schroniska.
-A ten tatuaż?-zapytała dziewczyna.
-Zrobiłem go zaraz po jej śmierci. Tak ku jej pamięci.
Wypiłem resztę soku i spojrzałem na zegarek.
-Ja już chyba pójdę. Fajnie się gadał.

Taiga?

Od Alaski C.D. Michael'a

-Interesujące.-Szepnęłam i spojrzałam na Michael'a.
-Podobno przeciwieństwa się przyciągają.-Zaśmiał się, a ja kiwnęłam lekko głową.
-Spróbuj zasnąć, jutro pracowity dzień.-Powiedział, a ja się uśmiechnęłam i przyłożyłam głowę do poduszki.
-Dobranoc.-Szepnęłam, a brunet zatrzymał się przy szafce i chciał wyłączyć lampkę, ale jakby nagle go oświeciło i cofnął rękę. Uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pokoju. Szybko trafiłam w objęcia morfeusza. Na szczęście nie śnił mi się już ten koszmar. Wstałam dość wcześnie mimo nocy pełnej wydarzeń. Ruszyłam za zapachem, który kierował mnie do kuchni.
-Myślałem, że będziesz spać trochę dłużej.-Zaśmiał się Michael, a ja oparłam się o framugę.
-Wiesz nie mogę doczekać się lekcji.-Powiedziałam po części sarkastycznie.
Michael  

Od Samuel'a CD Kate

Wkurzenie to mało powiedziane jak wewnątrz się czułem. Przybrałem postać czarnego orła i wyruszyłem do siebie. Pierwszym miejscem gdzie udałem się po dotarciu na północ był mój dom. Zacząłem przegrzebywać się przez sterty papierów licząc na to, że coś pominąłem. Że jednak coś da się zrobić dla tamtych istot z  instytutu.
-Co Ty robisz? - Usłyszałem za sobą bardzo znany mi głos. Oparłem dłonie o sterty papierów i zacząłem się w nie wpatrywać.
-Wszystko się spie*****ło. - Zaśmiałem się tylko. Mój przyjaciel podszedł do mnie bliżej. Położył swoją dłoń na moi ramieniu. Podniosłem delikatnie głowę i spojrzałem na niego. Jego ciemnobrązowe włosy były teraz czarne. Nie patrzył na mnie tylko na stół. Wygrzebał coś po chwili spod grubej teczki. Była to mała, zgnieciona karteczka. Podał mi ją z delikatnym uśmiechem. Wahałem się przez sekundę po czym ją rozwinąłem. Wewnątrz była rozpiską naukowców którzy zostali wysłani w delegację. Czyli jest jednak nadzieja, że nie wszyscy jeszcze zginęli.
-Jesteś genialny! - Czytałem kolejny raz kto został. Strażników miałem już z głowy bo wszystkich kilkadziesiąt minut temu spaliłem. Wyleciałem z domu jak strzała. W progu zmieniłem się w czarnego kruka i ruszyłem w stronę instytutu. Wylądowałem przed budynkiem, który jeszcze nie dawno się palił. Stałem się wtedy demonem, wokół mojego ciała zapłonął ogień.
Szczerze mówiąc nie potrzebowałem, a raczej nie chciałem wsparcia.
Drzwi nadal były zamknięte. Uśmiechnąłem się diabelnie kolejny raz. Wyciągnąłem rękę przed siebie, spojrzałem na zgięte w pięść szpony. Wyprostowałem je, a z dłoni strzelił ogień. Opuściłem rękę i ruszyłem do środka, cały czas miałem delikatny szyderczy uśmiech na twarzy. Na głównym holu wyskoczyło na mnie dwóch mężczyzn w białych kitlach. Za nimi natomiast wybiegło czterech mundurowych. "Co jest? Tych naukowców nie powinno być, tak samo jak strażników" mój mózg chodził na najwyższych obrotach.
-Stój! Nie ruszaj się! Będziemy strzelać! - Mężczyźni przekrzykiwali się nawzajem., dla mnie to było śmieszne. Co może zrobić człowiek demonowi.
-Chodźcie. - Zaprosiłem ich gestem dłoni. Brzmiałem jak wszystkie demony, diabły razem wzięte.
Niepewni czy mają walczyć ze mną na dystans czy może jednak podejść bliżej. Postanowili, że będą strzelać. Zaśmiałem się tylko i pstryknąłem szponami, a tamci padli nieprzytomni na posadzkę. Z piekła przywołałem demona zemsty. Podłoga zapadła się pod ogromną dziurą z której zaczął wychodzić piekielny ogień. Razem z naukowcami uważnie patrzyłem na to co się działo.
Po chwili z płomieni wyłoniła się nieziemsko piękna kobieta. Była ubrana niezwykle skromnie.
-Arioch możesz się nimi zająć? - Wskazałem pazurem na mężczyzn.
-Oczywiście Sam. - Nie raz miałem z tym demonem do czynienia. Zawsze ukazywał mi się w innej postaci. Muszę przyznać, że miałem z Arioch dobry kontakt.
Razem ruszyliśmy przed siebie w stronę ludzi, ja ich ominąłem aby pójść dalej. Jednak demon z każdym krokiem stawała się inny, pokazywał swoje prawdziwe oblicze. Oblicze którego żaden normalny człowiek nie był w stanie znieść.
Nie interesowało mnie co się tam dzieję, jednak słyszałem cały czas jak demon śpiewa kobiecym głosem zagłuszając krzyki i błagania.
Znałem bardzo dobrze tą piosenkę i nuciłem ją pod nosem kiedy przeszukiwałem resztę pomieszczeń aby odnaleźć pozostałych naukowców.
Nadal nie miałem pojęcia co robili tutaj tamci z delegacji i strażnicy. Jednak nie to było moim priorytetem. Obszedłem wszystkie pokoje w budynku, nigdzie nie było nikogo. Został tylko jedno miejsce, podziemne laboratoria oraz więzienie. Szybko zbiegłem do podziemi. Korytarz był słabo oświetlony, żarówki migały. Istna scena jak z horroru. Uspokoiłem swój umysł, płomienie otaczające mnie zniknęły. Z demona przemieniłem się w mysz. W betonowych ścianach były wydrążone cele. Były one przepełnione, warunki w których cudem było przeżycie. Wyglądało to trochę jak lochy ze średniowiecza. Przemknąłem szybko niezauważony do końca tego korytarza.
Nie miałem problemu aby dostać się do środka sali. Wewnątrz stała grupa mężczyzn w białych fartuchach. Przy ścianie stali strażnicy, około dwudziestu. Nie mogłem pozwolić sobie na żadną brawurową akcję, z buta wjeżdżam i dzieje się masakra. Nie mogłem tak, bo dokładnie widziałem co się stanie. W każdej z cel jest zamontowany w ścianie ładunek wybuchowy. Każdy naukowiec ma pilot na którym jest zainstalowany przycisk dzięki któremu może wysadzić wszystko co znajdowało się za drzwiami.
Wnętrze było ogromne i jasne. Ściany, podłoga oraz szafki były śnieżnobiałe. Jedynie stoły operacyjne, klatki i narzędzia były metalowe. Nigdy nie byłem tutaj, ale nie musiałem pytać nikogo aby wiedzieć co tu się działo. Schowałem się pod jednym z mebli, obserwowałem czekając na rozwój wydarzeń oraz obmyślałem plan co zrobić dalej. Wtedy na salę wjechał "stół-pułapka". Na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym specjalnym od zwykłego stołu operacyjnego. Lecz kiedy magiczna istota była do niego przypięta lub go dotykała traciła wszystkie moce. Stawała się tak jakby zwykłym człowiekiem. Wiem jak to działało bo raz miałem okazję go dotykać. Potrząsnąłem głową i poczekałem na rozwój wydarzeń. Dwóch strażników podbiegło do "obiektu". Nie mogłem ocenić kim jest ta osoba, była przykryta białym prześcieradłem. Kiedy jednak mundurowi podnieśli pionowo stół materiał opadł... Moje oczy zrobiły się ogromne, przypięta była tam niezgodna. Ta niezgodna z którą dzisiaj walczyłem. "Kur**. Jeśli choćby zdążyli pobrać jej krew na badania mamy przesrane." Tysiące myśli przebiegało przez mój umysł.
Nieznajoma miała knebel w ustach, była otumaniona. "Musieli użyć strzałek" kolejna myśl. Naukowiec wziął do ręki skalpel i zaczął podchodzić do niezgodnej. Nie może mieć żadnej czystej próbki jej krwi!
Ryknąłem zmieniając swoją postać w smoka lodu. Oczywiście kiedy moje rozmiary znacznie się powiększyły szafka dosłownie odleciała. Spojrzenia wszystkich powędrowały na mnie. Otworzyłem paszczę i użyłem magii lodu, zamroziłem wszystkich wokół. Oszczędziłem jedynie niezgodną i tak była bezbronna, tak więc nie zrujnuje mojego planu drugi raz.
Kolejna zmiana tym razem przybrałem ludzką formę. Zrobiłem ogromną dziurę w ścianie i wydrążyłem w ziemi tunel prowadzący na powierzchnię. "Droga ucieczki jest gotowa."
Odmroziłem kieszenie naukowców aby pozabierać im piloty i zniszczyłem je. Zostawiając sobie tylko jeden.
Wyszedłem na korytarz w ludzkiej postaci, istoty zamknięte w klatkach zaczęły się denerwować. Nienawidziły ludzi. Włożyłem dłonie do kieszeni i pokazałem im, że jestem podobny do nich. Widziałem, że się uspokajają lecz nadal mi nie ufali. Wcisnąłem wtedy guzik odpowiedzialny za otwarcie klatek. Na początku wszyscy odsunęli się od wyjścia. Wiedzieli co to oznaczało, lecz nie dzisiaj. Dzisiaj był dzień który zapamiętają do końca życia. Nie czekając na ich dalsze reakcję wszedłem do sali gdzie byli zamrożeni ludzie. Odpiąłem dziewczynę od stołu i złapałem ją aby nie uderzyła głową o posadzkę. W tym czasie pierwsze z magicznych osób zaczęły wchodzić do pomieszczenia.
-Chcecie zemsty? - Zapytałem kiedy wszyscy niewolnicy się zjawili.
Ktoś z tłumu krzyknął "Tak!"
-W takim razie proszę bardzo. - Pstryknąłem palcami i ludzie zostali odmrożeni. Magiczne istoty wiedziały już co robić. Ja jednak odpuściłem sobie kolejne mordy, po prostu już mi się to znudziło. Wyniosłem niezgodną na powierzchnię, skierowałem swoje kroki do lasu. Położyłem ją pod jednym z drzew. Przyzwałem demona aby sprawdził czy już wszyscy żywi opuścili instytut. Po kilku minutach dostałem twierdzącą odpowiedź. Wyciągnąłem z kieszeni pilot i nacisnąłem guzik. W tym czasie dziewczyna odzyskała świadomość. Usłyszała ogromny huk.
-Co to było? - Wymamrotała pocierając głowę dłonią.
-Koniec instytutu nauk. - Zaśmiałem się podle.
Kate?

Od Michael'a C.D. Alaski

Sam nie wiem czemu tak powiedziałem. Po prostu ta myśl sama nasunęła mi się na głowę.
- Skąd to wiesz ? - pyta zaciekawiona
- Nie wiem, samo mi się nasunęło do głowy – wyszczerzyłem się
- Ciekawe....
- Jesteśmy sprzeczni wiesz? - zaśmiałem się
- Czemu?
Machnąłem ręką w powietrzu zbierając wodę. W dłoniach ukształtowałem gwiazdę i ją zamroziłem.
- Władam wodą.
Alaska

Od Vincent'a CD Shelby

Na składzie miałem akurat parę nowych amuletów. Zawsze ciekawiło mnie to, że ludzie kupują takie przedmioty, mimo że są one tworzone przez czarodziei. Ironia. Oczywiście, gdzieś się one zawieruszyły. Nim je odnalazłem, Calin już dawno wyczuł okazję i zaczął przymilać się do ognistowłosej nieznajomej.
- Calin - skarciłem zwierzątko - Nie powinieneś czasem stać na moim miejscu i pilnować straganu? Tobie tylko pieszczoty w głowie. Przepraszam panią za niego.
Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko.
-Nic się nie stało,naprawdę. Sprawianie przyjemności takim uroczym zwierzątkom to również przyjemność dla mnie - po wypowiedzeniu tych słów ponownie pogłaskała liska po łebku. Ten spojrzał na mnie triumfująco, lecz po chwili wrócił do swojego zadania.
- Oto amulet. Pewnie wiesz, jak go używać? - podałem w dłonie dziewczyny pudełeczko z ochronnym naszyjnikiem. Dopiero teraz zauważyłem, że jej palce są bardzo smukłe i delikatne. Mogę się założyć o moje skrzydła, że jest artystką. Nieznajoma wyciągnęła amulet i cicho westchnęła:
- Jest naprawdę piękny - powiedziała po chwili przyglądania się malutkiemu szmaragdowi na srebrnym łańcuszku - Jednak nie jestem pewna, czy stać mnie na niego - jej oczy momentalnie przygasły i straciły swój blask. Nie mogłem na to pozwolić! Może i jest to najlepszy i najdroższy towar, jaki aktualnie posiadam i może przez rok będę miał problemy ze spłaceniem długu, jeśli się go pozbędę, a jednak...czego się nie robi dla bliźniego? Wszystkie powyższe myśli trwały niecałą sekundę.
- Jest twój. To prezent.
Zaskoczona, prawie go upuściła. Kiedy w końcu dotarło do niej, że chcę jej go oddać za bezcen, zaczęła kategorycznie odmawiać.
- Jestem pewna, że amulet jest wart więcej, niż sobie mogę wyobrazić. Nie mogę go przyjąć - zdecydowanie podała go w moją stronę.
- Zdecydowałem. On już nie należy do mnie - odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie. Nie mogę zaprzeczyć, że przez krótką chwilę nie myślałem, żeby go jednak nie zabrać z powrotem. Na szczęście - ta myśl zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Widać było, że nieznajoma bije się z myślami. Taki podarunek to spore zaskoczenie. Po chwili jednak uśmiech znów pojawił się na jej twarzy.
- To może w ramach rekompensaty, pójdziesz ze mną wieczorem na pokaz broni przeciw nadnaturalnym? Bardzo chętnie bym zobaczyła, co nowego wymyślili. Może ty znajdziesz jakąś broń na późniejszą sprzedaż?
Pomysł niezbyt mi się podobał. Bronie? Nie, to nie dla mnie. Dodatkowo mogę zobaczyć sposób, w jaki mnie by ukatrupili. Jednak jak można odmówić takiemu uśmiechowi?
- Czemu nie? Jednak ja nie handluję bronią - ani palną, ani białą - po chwili wahania wyciągnąłem do niej rękę - A tak w ogóle: jestem Vincent.
- Shelby - dziewczyna odwzajemniła uścisk - Bardzo mi miło poznać.
Czy naprawdę widział ktoś piękniejszy uśmiech, niż jej?

Shelby? :> Vincent ma słabość do dziewczyn szczerzących ząbki

Od Ash'a DO Scarlet

Dni mijały dosyć... żmudnie. Nic się ciekawego nie działo. Przez ostatnie kilka dni nikogo nie widziałem, przez co zacząłem gadać do Angusa. Sięgnąłem ręką do kieszeni spodni. Wyciągnąłem paczkę fajek. Jednak ku mojemu zdziwieniu była zaskakująco lekka, co nie wróżyło nic dobrego. Otworzyłem, ale zastałem tam kompletną pustkę. Zakląłem pod nosem. Wziąłem głęboki oddech starając się jakoś uspokoić. Że też akurat teraz... Musiałem czym prędzej znaleźć jakieś miasto bo jak nie to zacznę schizować. Przeczesałem ręką włosy. W pewnym momencie Angus zaczął się dziwnie zachowywać.
- Co jest mały...- schyliłem się lekko klepiąc go po szyi.
W odpowiedzi tylko zarżał. Ktoś był w pobliżu. Zatrzymałem mojego wierzchowca i zeskoczyłem na ziemię. Przykucnąłem kładąc rękę na podłożu. Ktoś był niedaleko. No w końcu! A już się obawiałem że to jakieś totalne odludzie. Złapałem za wodze i ruszyłem w stronę małego lasku. Drgania były coraz silniejsze. Po dziesięciu minutach dostrzegłem jakąś dziewczynę siedzącą na ziemi wśród krzaków. Wciągnąłem powietrze nosem. Była człowiekiem. Może będzie miała fajki? Oby tak. Podszedłem bliżej. Jak zauważyłem rozmasowywała kostkę, która prawdopodobnie była skręcona. Jakby było inaczej nie siedziała by tutaj.
- Coś się stało?- spytałem jak gdyby nigdy nic, przyglądając jej się.

<Scarlet?>

Od Kate Cd. Alexy'ego

-Jestem Katy. - odparłam z uśmiechem. - słodki pies. - odparłam drapiąc lekko za uchem psiaka. - wyczułam w nim upadłego, mój węch i instynkt nigdy się nie mylą. Co prawda upadli są w porządku, ale nie wszyscy, ten nie wyglądał na miękkiego uroczego chłopca a raczej na gorącego bad boy'a, ale pozory mylą niezbyt często, ale się zdarza. Cóż sądząc nad niezbyt miłym powitaniem zastanawiałam się, czy może by nie znaleźć sobie innego miejsca na tropienie tego jelenia, który mi uciekł.
-To Co tu robisz? - zapytał zimno.
-Poluję... - westchnęłam wskazując na łuk w drugiej dłoni. - Tropię jelenia. - odparłam. - Więc proszę mi wybaczyć muszę iść. - Tak... Alexy trochę mnie onieśmielał swoim wyglądem. Czemu upadli muszą być tacy seksowni i czemu mnie tak do nich ciągnie. Wstałam i wróciłam biegiem między drzwi zamieniając się w skoku w wilka. By złapać zapach, po wytropieniu jelenia zaczaiłam się na niego i przemieniłam z powrotem Naciągnęłam bardzo cicho łuk i wycelowałam w szyję zwierzęcia. Wystrzeliłam, nie chybiłam, ale strzała wbiła się za płytko i od razu wypadła, a jeleń uciekł. - Ch****a - przeklęłam. Nie mam dzisiaj szczęścia w polowaniu udało mi się tylko królika ustrzelić, który spoczywał w mojej myśliwskiej torbie na ramieniu. Usłyszałam szelest i w ułamku sekundy naciągnęłam kolejną strzałę i wycelowałam w stronę odgłosu.

<Alex?>

Od Taigi Cd. Alexa

Nie ukrywałam swojej radości, gdy miałam swój naszyjnik z powrotem w ręce, co prawda był nieco rozwalony zamek ale to idzie naprawić. Schowałam go w specjalną kieszonkę. Moja księga i bluza leżała na brzegu, czyli może upadłe anioły nie są wcale takie złe, w końcu mógł to zostawić odejść ze swoim szczeniakiem i pozwolić, abym dalej pływała w poszukiwaniu naszyjnika, i aby moje rzeczy zostały skradzione. Spojrzałam na siebie i na niego. Pokręciłam nieco noskiem i podniosłam rękę. Dwa krótkie słowa, i cała woda która wsiąknęła w nasze ubrania znalazła się nad nami, po czym wylądowała w rzece. Zarzuciłam na siebie bluzę po czym ponownie się uśmiechnęłam
- Dziękuje za pomoc - W moim głosie nie trudno było dostrzec radość
- To teraz powiesz mi dlaczego jest on dla Ciebie tak ważny? - Przeczesał ręką już całkowicie suche włosy
- Dłuższa historia - Wzruszyłam jedynie ramionami z obojętnym wyrazem twarzy - Ale pomogłeś mi, to miłe. Zapraszam do siebie na kawę czy też herbatę - Na mojej twarzy znowu zagościł uśmiech
- Nie wiem czy to dobry pomysł - Mruknął, a w jego dłoni ponownie znalazła się smycz od psa.
- Jak zauważyłeś to nie było pytanie, więc nie możesz mi odmówić - Zachichotałam cicha, dumna z siebie
- Jesteś uparta, wiesz? - Westchnął
- Zdaje sobie z tego sprawę, a Ty nie jesteś jedyną osobą, która mi o tym mówi - Na mają twarz wkradł się niewinny uśmiech - Mieszkam niedaleko, nie mam zwierząt więc Twój zwierzak będzie się w miarę dobrze czuł - Ruszyłam w stronę swojego zamieszkania, chcąc nie chcąc chłopak ruszył za mną. Otwarłam drzwi i gestem ręki dałam mu znać, aby usiadł na kanapie. Sama odłożyłam księgę na półce, gdzie znajdowały się najważniejsze dla mnie książki
- Spora kolekcja - Odezwał się przyglądając się półce
- To tylko niektóre - Machnęłam jedynie ręką - Większość jest w piwnicy, albo pochowane w specjalnych szafkach. Kawy, herbaty, soku? - Zapytałam idąc do kuchni
- Sok wystarczy
Wróciłam do salonu z dwoma szklankami w których znajdował się sok pomarańczowy. Usiadłam na kanapie i wzięłam mały łyk soku
- Pytałeś o naszyjnik- Zaczęłam, przerywając dziwną ciszą między nami
- No tak - Przytaknął
- Jest dla mnie ważny, ponieważ zawieszony jest na nim pierścionek po mojej mamie, jest to jedyna pamiątka po niej i nie rozstaje się z nim nawet na krok - Wyjaśniłam uśmiechając się słabo
- Twoja mama... - Zaczął najwyraźniej szukając odpowiednich słów
- Zmarła przy porodzie, ja przeżyłam, ona już nie.... Opowiedz coś o sobie - Zmieniłam temat ponownie przechylając szklankę z sokiem

Alex?