-A-ale jak to?-zdziwił się.
Spuściłam głowę i otarłam zapłakane oczy jednak poszło to na marne gdyż ponownie zaczęłam szlochać.
-Nie wiem..nie wiem..naprawdę..
-Shelby..-ujął moją twarz w dłonie i podniósł ją delikatnie do góry.
-Zostaw mnie..proszę..-wyszeptałam.
-Nie ma mowy. Nie zostawię cię w takiej sytuacji.-uśmiechnął się delikatnie.
-Ja..dziękuję ci. Bardzo ci dziękuję.-w końcu uśmiech znów pojawił się na mojej twarzy.
-Na to czekałem.-powiedział.
-M-może wejdziesz? Chyba rozmawianie o tym w progu nie jest najlepszym pomysłem.
-Ah,no tak.-podrapał się po karku i wszedł niepewnie do środka. Zamknęłam za nim drzwi.
Zaprowadziłam go do salonu. Usiedliśmy na kanapie.
-Może chciałbyś się czegoś napić..?-zapytałam.
-Nie dziękuję.-zaśmiał się.-Więc..jak to się stało..? Znaczy w jakich okolicznościach.
-No więc to było tak,gdy udało mi się uwolnić tamtego mężczyznę kilku
strażników zaczęło się zbliżać. Jemu udało się uciec,niestety mnie
złapali. Zaczęłam się szarpać..a po chwili byłam wolna. Kiedy odwróciłam
się w stronę strażników jeden z nich leżał na ziemi..jego ubrania były
zwęglone,skóra na dłoniach oraz twarzy była czerwona..to były
oparzenia..od ognia..ja to robiłam..skrzywdziłam tego człowieka
ja..-schowałam twarz w dłoniach.
-Spokojnie Shelby.-poczułam jego dłoń na ramieniu.
-Jak mam być spokojna! Skrzywdziłam go! -krzyknęłam.
Pokręcił głową i westchnął.
-P-przepraszam..nie chciałam na ciebie nakrzyczeć..-wyszeptałam.
-Nic się nie stało. Rozumiem że jesteś roztrzęsiona..
-Jak to się stało..czemu ja? Cy...czy ja jestem..jedną z nadnaturalnych..? Mój boże..
-Nie możemy wyciągać pochopnych wniosków. Może ktoś z twojej rodziny miał nadnaturalne moce? Matka albo ojciec?
-To nie możliwe. Moja mama była zwyczajną kobietą. Natomiast mojego biologicznego ojca nigdy nie poznałam..
-Więc może on?
-Sama nie wiem..
-W każdym bądź razie będziemy musieli rozgryźć w jaki sposób uaktywnia
się twoja moc. Kiedy już to rozgryziemy będziesz mogła nauczyć się nią
posługiwać.
-A-ale ja nie chcę..chcę żyć jak dotychczas. Bez żadnych mocy!
Objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie.
-Twoje życie już nigdy takie nie będzie. Zmieni się.-powiedział.
Wtuliłam się w jego pierś i zamknęłam oczy. Po moich policzkach ponownie zaczęły ściekać łzy.
-Boję się..
-Nie musisz. Będąc obdarzonym takim darem da się żyć. Naprawdę.-pocieszał mnie.
Nie odpowiedziałam. W tamtym momencie miałam ochotę zniknąć z tego świata. Wszystko runęło w gruzach..wszystko...
Vincent? ;<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz