Chęć niesienia pomocy potrzebującym wpakuje mnie kiedyś do grobu. Ale
jak na razie cieszę się, że mój czas jeszcze nie nadszedł i nie muszę,
jak na razie, wąchać kwiatków od spodu. Nie miałem pomysłu na
odciągnięcie uwagi tak dużej liczby ludzi - zwykła bójka zajęłaby co
najwyżej parę najbliżej stojących osób. Za to...gdybym pokazał swoje
skrzydła... Mógłbym także użyć ich do ucieczki. Niestety - wtedy
musiałbym pożegnać się z tym miastem na zawsze. Chociaż...ciemność może
być moim sprzymierzeńcem. Może nikt nie rozpozna mojej twarzy, kiedy
dookoła świecą jedynie pochodnie? Spróbuję. Nie mam wyboru.
- Hej, wy! - krzyknąłem w stronę strażników, stając tak, by mieć
pochodnie za plecami - Mówicie, że rozpoznacie każdego nadnaturalnego? A
widzieliście kiedyś anioła? - i nim zdążyli jakkolwiek zareagować,
rozpostarłem swoje skrzydła. Dodatkowe parę sekund dało mi zaskoczenie. I
co najdziwniejsze, to jakaś postronna osoba krzyknęła:
- To nadnaturalny! Pomocy!
Dopiero wtedy garstka strażników ruszyła w moją stronę. Uniosłem się w
powietrze i nim zdążyli napiąć łuki, byłem już wystarczająco wysoko, by
nie mogli mnie zauważyć. Kiedy adrenalina przestała na mnie działać i
ochłonąłem nieco, skierowałem się w stronę domu Shelby. Gdzie indziej by
się skryła? Mam tylko nadzieję, że nie słyszała jak krzyczą o
nadnaturalnym... Wylądowałem w ciemnym, odludnym zaułku. Lot nocą może i
jest piękny, jednak zarazem niesamowicie lodowaty. Trzęsąc się jak
osika, wyjrzałem dyskretnie na ulice. Na moje szczęście: jedyną osobą
jaka się tutaj znajdowała był nieprzytomny pijaczyna. Uspokojony,
podszedłem pod dom Shelby i cicho zapukałem. Długo czekałem, nim
usłyszałem zbliżające się kroki. Drzwi otwierały się bardzo powoli.
- Shelby? Wszystko w porządku? Udało się? - zacząłem nerwowo zadawać
pytania, nim jeszcze ją ujrzałem. Kiedy w końcu wyjrzała zza drzwi, moim
oczom ukazała się twarz dziewczyny, błyszcząca od łez.
- Shelby...Co się stało? - zapomniałem o wcześniejszych pytaniach.
Chciałem ująć jej twarz w ręce, jednak odtrąciła moje dłonie, po czym
ponownie spojrzała swoimi udręczonymi oczyma w moją stronę. Czy wie...
- Kiedy uciekałam, stało się coś...dziwnego... - zaczęła cicho mówić, co
chwila pociągając nosem - Złapał mnie, a ja... ja chyba go podpaliłam.
Shelby? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz