poniedziałek, 21 września 2015

Od Scarlet - c.d Ash'a

Odwróciłam głowę w drugą stronę, kiedy zaczęłam czuć jak moje usta samowolnie się lekko unoszą ku górze tworząc delikatny uśmieszek.
~Nie, nie i nie… ~ Skarciłam siebie w myślach. ~Tak nie będzie~
Przez to, że jeszcze się zamyśliłam wpadłam na ścianę, która była tuż obok kuchni, zamiast w drzwi trafiłam w ścianę. Świetnie! Uh… Szybko zrobiłam kilka kroków do tyłu i przyłożyłam dłonie do twarzy. Nie lubię ścian, a jak już są to nogi niech będą z pianki! Yyy… Tak pianki…
Odsłoniłam twarz i szybko weszłam do kuchni, usiadłam przy szafkach i oparłam głowę o jedną z nich i cicho wypuściłam powietrze nosem. Głowę schowałam między nogami ciężko wzdychając. Czemu mnie to spotyka? Czemu zawsze muszę sobie coś zrobić? To nie fair, ale cóż takie życie, niestety. Jednak najgorsze jest to, że sobie coś zrobiłam już w nowym domu, rozumiem w starym – czyli ciągłe schodzenie po schodach i na końcu się wywalę, czasem uderzyłam w ścianę jak chodziłam po ciemku, prawie wypadłam z okna… Okey, to było w starym domu, a w nowym też już coś mi się stało.
Z moich myśli wyrwało mnie to, że ktoś wszedł do kuchni, podniosłam lekko głowę do góry i zauważyłam Ash’a. Posłał lekki niewinny uśmieszek i odstawił kubek do zlewu.

Ash? XD Ah te wpadki na ścianę XD + przepraszam, że tak długo, ale wena mnie opuściła...

sobota, 29 sierpnia 2015

Od Jonathan'a CD Ash'a

Po półgodzinnej walce z szafą, która na mnie spadła, zrezygnowany, zacząłem płakać. Bardzo bolała mnie lewa noga, najpewniej ją złamała któraś z półek. Wątpiłem, by ktokolwiek przyszedł. Ash nie daje znaków życia od sześciu godzin. Pewnie już odjechał, a ja dalej tu tkwię. Sam. Pod wielką, nowoczesną, czarną szafą. Ze zmiażdżoną nogą. Skazany na śmierć. Bez możliwości pomocy. Boże...
- Jona?- usłyszałem gdzieś z przepokoju. Pewnie mam przesłyszenia. Już wariuję z samotności i paniki- Jonathan! Gdzie jesteś?!- dobrze znany mi głos ciągle mnie nawoływał. Nie mogłem się odezwać, bo głos grzązł mi w gardle. Nagle zza futryny drzwi wyjrzały czarne ślepka, a nad nimi rozczochrane, tego samego koloru włosy. Widząc mnie, Ash zaraz do mnie doskoczył- Jona, nic ci nie jest?!
- Debilu, nie ogłuchłem, nie drzyj mi się do ucha! A poza tym, jakbyś nie zauważył, to wiesz... SZAFA MNIE PRZYGNIOTŁA!- ryknąłem, wytrzeszczając oczy z bólu, po czym zajęczałem. Na ten dźwięk Smoczasty zagryzł wargę, ale zaraz zaczął podnosić mebel. Gdy poczułem, że już na mnie nie leży, chciałem się wyciągać, ale noga skutecznie to uniemożliwiała. Ash'owi udało się postawić ją do pionu.
- No, wstawaj Jona- podał mi dłoń, na co pokręciłem głową. Ściągnął brwi i ukląkł przede mną- Co jest?
- Ashie, ja chyba złamałem nogę- wyszeptałem drżącym głosem, gdyż jeszcze nie przestałem płakać. Chłopak nachylił się nad moją nogą i dotknął ją delikatnie. Zawyłem głośno, odwracając wzrok. Nagle Ash zniknął za drzwiami. Już zacząłem go wyzywać w myślach, gdy wrócił z jakimiś dwoma kawałkami drewna, smatką i nożyczkami.
- Rozetnę ci nogawkę spodni, okay?- na to kiwnąłem głową. Zabrał się do roboty i chwilę później, moje ulubione jeansy były do wyrzucenia. Ale co jest ważniejsze, spodnie, czy zdrowie? Szczerze to kłóciłbym się... dobra, koniec żartów- Będzie boleć, przepraszam- wyszeptał schrypniętym głosem. Nie kłamał. Musiał unieść moją nogę, przyłożyć do niej drewno i owinąć to materiałem, żeby się trzymało. Ryczałem przy tym jak małe dziecko, a Ash tylko szeptał, że zaraz będzie lepiej, że przestanie boleć i że pojedziemy do lekarza. Gdy skończył, odłożył nożyczki na stolik, by mieć wolne ręce. Nim się spostrzegłem, znalazłem się na rękach starszego chłopaka. Nerwowo zacisnąłem palce na jego koszulce i przycisnąłem mocniej głowę do jego klatki piersiowej.
- Boli...- wyszeptałem cicho, a on zagwizdał, by przybiegł Angus.

(Ash? Weny za Chiny nie znalazłam)

Od Ash'a CD Scarlet

Zamknąłem na chwilę oczy, wypuszczając powietrze nosem. Gdy już spadł spojrzałem na dziewczynę. Siedziała na łóżku owinięta w kołdrę.
- Co? Zły moment wybrałem?- spytałam wywracając trochę oczami.
- Hmm no nie wiem. Jasne że tak!- powiedziała trochę zirytowana, a jeszcze na dodatek się zarumieniła, świetnie po prostu świetnie.
- Ale nie musiałaś rzucać w moją twarz stanikiem... One nie są smaczne- mruknąłem.
- Pff. Wyjdź, chce się ubrać jakbyś nie zauważył- rzuciła.
- Dobrze dobrze już wychodzę księżniczko. Chciałem tylko spytać czy masz kawę, a jeśli masz to gdzie jest- powoli odwróciłem się na pięcie.
- Pierwsza szafka po lewej- mruknęła.nogi ci walą
- Dzięki- odparłem jak gdyby nigdy nic i wyszedłem.
Szybko znalazłem się w kuchni i zrobiłem sobie kawę. Potrzebowałem małego zastrzyku energii. Scarlet zeszła po jakichś dziesięciu minutach. Tym razem miała już koszulkę. Siedziałem na kanapie w salonie. Kiedy przechodziła obok mnie oboje na siebie spojrzeliśmy. Na mojej twarzy widniał szeroki, łobuzerski uśmiech nieco zakryty przez kubek, który miałem akurat przystawiony do ust.

<Scarlet? xd>
to ja alaska zepsłam ci to

czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Scarlet CD Ash'a


Zaśmiałam sie krotko i zepchnęłam go z łóżka.
- Moje łóżko! - burknęłam.
Ash szybko się podniósł z podłogi. Usiadł na łóżku i złapał mnie za rękę, pociągnął tak, ze przelecialam przez jego kolana. No i co? Wylądowałam na podłodze.
- Aha, ok. - warknęłam.
Oburzona wstałam i na końcu łóżka sobie usiadłam.
- Mogłeś mnie ostrzec. - burknęłam, ale odpowiedział mi cichy pormuk.
Ash już spał. Wyszłam z pokoju nie zamykając za sobą drzwi. Zeszłam na dół i wzięłam suchą bułkę, szybko przekroiłam ją na pół i wyjęłam z szuflady nóż. Z lodówki wyciągnęłam masło (maszełko *-*). Szybko posmarowałam bułkę masłem, wyjęłam talerz z szafki i położyłam na to dwie połówki bułki, na które położyłam jeszcze ser. Zabrałam talerz i poszłam usiąść do salonu lekko przy tym uśtykając. W końcu usiadłam na kanapie, talerz położyłam na stoliku i zabrałam się za jedzenie sniadania.
Kiedy skończyłam jeść, odniosłam talerz do kuchni, a z góry ktoś schodził. Ledwo przytomny Ash. Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Już lepiej z twoją kostką? - spytał.
- Trochę. - odparłam.
Pokiwal głową i poszedł usiąść do salonu, a kiedy to zrobił zaklnal pod nosem.
- Jakie to ku... rde... Nie wygodne. - warknął pod nosem.
- To poduszkę pod tyłek połóż. - powiedziałam zmierzając w stronę salonu.
Usiadłam na skraju kanapy. Spojrzałam na jego wierzchowca, który już nie spał, a potem na mężczyznę. Uhh...
Wstałam z kanapy i usłyszałam za sobą pytanie Ash'a "Gdzie idziesz?" jednak zignorowałam pytanie i zaczęłam wchodzić po schodach, kiedy dotarłam do mojego pokoju zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam szukać ciuchów. Czysta bielizna, biała bluzka do pępka z napisem RUSH, krótkie spodenki ideolo. No teraz to ubrać. Zdjelam spodnie od piżamy, majtki i założyłam czyste. Szybko jeszcze wciągnęłam przygotowane wcześniej spodenki. Zdjelam bluzkę i do pokoju ktoś wszedł. Szybko rzuciłam się na kołdrę, która się owinelam. Ash na mnie spojrzał, a ja szybko rzuciłam w niego stanikiem, którym oberwal w twarz.

Ash? Nie miałam pomysłu XDDD

środa, 26 sierpnia 2015

Od Shelby CD Vincenta

-A-ale jak to?-zdziwił się.
Spuściłam głowę i otarłam zapłakane oczy jednak poszło to na marne gdyż ponownie zaczęłam szlochać.
-Nie wiem..nie wiem..naprawdę..
-Shelby..-ujął moją twarz w dłonie i podniósł ją delikatnie do góry.
-Zostaw mnie..proszę..-wyszeptałam.
-Nie ma mowy. Nie zostawię cię w takiej sytuacji.-uśmiechnął się delikatnie.
-Ja..dziękuję ci. Bardzo ci dziękuję.-w końcu uśmiech znów pojawił się na mojej twarzy.
-Na to czekałem.-powiedział.
-M-może wejdziesz? Chyba rozmawianie o tym w progu nie jest najlepszym pomysłem.
-Ah,no tak.-podrapał się po karku i wszedł niepewnie do środka. Zamknęłam za nim drzwi.
Zaprowadziłam go do salonu. Usiedliśmy na kanapie.
-Może chciałbyś się czegoś napić..?-zapytałam.
-Nie dziękuję.-zaśmiał się.-Więc..jak to się stało..? Znaczy w jakich okolicznościach.
-No więc to było tak,gdy udało mi się uwolnić tamtego mężczyznę kilku strażników zaczęło się zbliżać. Jemu udało się uciec,niestety mnie złapali. Zaczęłam się szarpać..a po chwili byłam wolna. Kiedy odwróciłam się w stronę strażników jeden z nich leżał na ziemi..jego ubrania były zwęglone,skóra na dłoniach oraz twarzy była czerwona..to były oparzenia..od ognia..ja to robiłam..skrzywdziłam tego człowieka ja..-schowałam twarz w dłoniach.
-Spokojnie Shelby.-poczułam jego dłoń na ramieniu.
-Jak mam być spokojna! Skrzywdziłam go! -krzyknęłam.
Pokręcił głową i westchnął.
-P-przepraszam..nie chciałam na ciebie nakrzyczeć..-wyszeptałam.
-Nic się nie stało. Rozumiem że jesteś roztrzęsiona..
-Jak to się stało..czemu ja? Cy...czy ja jestem..jedną z nadnaturalnych..? Mój boże..
-Nie możemy wyciągać pochopnych wniosków. Może ktoś z twojej rodziny miał nadnaturalne moce? Matka albo ojciec?
-To nie możliwe. Moja mama była zwyczajną kobietą. Natomiast mojego biologicznego ojca nigdy nie poznałam..
-Więc może on?
-Sama nie wiem..
-W każdym bądź razie będziemy musieli rozgryźć w jaki sposób uaktywnia się twoja moc. Kiedy już to rozgryziemy będziesz mogła nauczyć się nią posługiwać.
-A-ale ja nie chcę..chcę żyć jak dotychczas. Bez żadnych mocy!
Objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie.
-Twoje życie już nigdy takie nie będzie. Zmieni się.-powiedział.
Wtuliłam się w jego pierś i zamknęłam oczy. Po moich policzkach ponownie zaczęły ściekać łzy.
-Boję się..
-Nie musisz. Będąc obdarzonym takim darem da się żyć. Naprawdę.-pocieszał mnie.
Nie odpowiedziałam. W tamtym momencie miałam ochotę zniknąć z tego świata. Wszystko runęło w gruzach..wszystko...

Vincent? ;<

Od Alexa cd Taigi

-Dobra.
Siedzieliśmy grając w butelkę i zadając przeróżne pytania.Ostatni raz grałem w to kiedy miałem dwanaście lat. Graliśmy puki zegar nie pokazał jedenastej.
-Muszę spadać. Niedługo wyjdą na ulicę największe mendy.
-Jak mus to mus.
-Świetna zabawa. Może kiedyś powtórzymy to.
-Jasne.
-Cześć .
-Do zobaczenia.
Ruszyłem w kierunku domu. W połowie drogi uświadomiłem sobie, że zostawiłem bluzę u Taigi. No coż... Zabiorę ją któregoś dnia. W sektorze północnym nocą było zdecydowanie żywiej niż w dzień. W pewnym momencie zauważyłem Dicka, niezbyt miłego upadłego. Skręciłem szybko w boczną uliczkę i wpadłem z deszczu pod rynnę.
-W końcu się spotykamy Alexy-powiedział zadowolony upadły, a zaraz znalazło się przy nas jeszcze trzech jego pomocników.biedronka nie ma ogonka

-Siema Markus. Tym razem przyprowadziłeś kolegów?
-Taaaa... Ktoś musi ci dać nauczkę, że ze mną się nie zadziera.
Dwóch dryblasów złapało mnie pod ręce, a Markus przyłożył mi z całej siły w brzuch. Stęknąłem.
-Tylko tyle potrafisz?-powiedziałem szyderczo, a po chwili z nosa kapała mi krew. Przyłożył mi jeszcze parę razy, trochę pokonali i nagle zwiali. Wyplułem krew i zaśmiałem się ocierając usta wierzchem dłoni.
-No narazie-powiedziałem próbując się podnieść do pionu. Sam Markus nie był dla mnie żadnym zagrożeniem, ale jeszcze trzy upadłe, to co innego.
-Stary czy ty kiedyś nie wpakujesz się w największe g***o z możliwych?-odezwał się przybysz pomagając ola jestem mi wstać.
-Mówisz jakbyś mnie nie znał, Matt. Dzięki.
Z każdym oddechem i wydechem szła fala bólu. Super... czyli żebra też poszły.
-Dojdziesz do domu?
-Tak. Jeszcze raz dzięki.
-Spoko.
-Matt, nikomu ani słowa.
-Dobra, dobra.
Doszedłem powoli do domu i spojrzałem do lustra. Rozcięty prawy łuk brwiowy, lekko spuchnięty nos i 2
wielki siniak na lewym policzku. Plus żebra. Super... Położyłam się na kanapie i zasnąłem.
Rano wszystko bolało jeszcze bardziej. Walić nie wstaję. Leżałem tak próbując jak najdelikatniej oddychać, kiedy rozległo się pukanie, a raczej walenie do drzwi. Matt, obetnę ci kiedyś ten jęzor.
-Wlazł!
Po pokoju wpadła wściekła Rose.
-Doigrałeś się! Zawsze ci mówiłam, że te twoje bójki w barach tak się skończą!
-Dziękuję Rose, za przypomnienie, że jak coś przeskrobię to zastapiasz mi i matkę, i żonę. Znając życie już wszyscy wiedzą. Wypuść Hadesa zanim się zleje i nasyp mu karmy do miski jeśli możesz.
-Jasne-powiedziała już spokojnie.
Wypuściła go do ogrodu i odwróciła się do mnie.
-Poznałam takiego jednego czarodzieja, który...
-Zapomniniałaś, że to na mnie nie działa?
-No fakt.
-Chcesz to zostań, chcesz to idź, ja sobie jeszcze pośpię.
-Zostanę może, będziesz czegoś potrzebować to ci pomogę.
-Nie jestem kaleką, ale rób jak chcesz.
Przymknąłem oczy i po chwili zasnąłem.

Taiga? nogi ci walą

Od Ash'a CD Jonathan'a

Obudziłem się po trzech... Nie no, czterech godzinach. Czułem coś miękkiego pod głową. Chwila... Przecież pień drzewa nie był miękki. Powoli otworzyłem oczy lekko podnosząc się na łokciach. Pod moją łepetyną leżała poduszka w... pandy? Jonathan... Podniosłem się do pozycji siedzącej. Zamrugałem kilka razy oczami żeby sobie wyostrzyć obraz. Jakieś worki stały przed domem Jonathan'a. Wyprowadzał się czy jak. Rozciągnąłem się i powoli wstałem. Przy okazji zauważyłem że Angus jest przywiązany. Byłem jeszcze trochę zaspany, więc nie myślałam kto go uwiązał tylko go puściłem wolno. Ogier ruszył kłusem przed siebie.
- Wróć za godzinę!- krzyknąłem jeszcze za nim.
W odpowiedzi usłyszałem donośne rżenie. Podrapałem się w tył głowy i wolnym, trochę chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę domu. Jednak już w progu zaczęło mnie odrzucać. Do moich nozdrzy wpełzł odurzający zapach, przez który aż się wywaliłem na plecy. Natychmiast się cofnąłem zatykając nos. Ja już tam nie wejdę, nie ma mowy! Ale chwila... To od tych worków tak waliło. Czyżby Jonathan zaczął sprzątać? Być może. No ale przynajmniej było tak cicho... No, co jakiś czas z domu dochodziły odgłosy które potwierdzały że sprząta. Wziąłem poduszkę i jeszcze się położyłem. Wyjąłem papierosa i zapalniczkę. Szybko miałem fajkę w ustach. Minęły dwie godziny, a Jonathan jeszcze sprzątał. Gdy długo nie wychodził zacząłem się trochę niepokoić. Nawet pies który stracił węch poczułby ten smród w jego domu i by kopnął w kalendarz, a co dopiero mówić o takim chudzielcu jakim był Jonathan.
- Ej, Jona, żyjesz?- krzyknąłem na chwilę wyjmując papierosa z ust.i liżąc fajka


<Jonathan? tylko dwa dni ci nie odpisałam XD>

wtorek, 25 sierpnia 2015

Od Alexa cd Taigi

Oparłem się o ścianę. Westchnąłem. W sumie to był dobry pokmysł. Nie było tu bezpiecznie. Trzeci raz złamię swój mały kodeks. Żadnych walk, nawet udawanych z dziewczynami. Co ta dziewczyna ma, że jej nie mogę odmówić? A może ja się...
-Skoro i tak cię bolą plecy... Bez żadnej magii. Nie na każdego to zadziała, więc sprawdzę jak sobie poradzisz bez niej.
-Dobra-powiedziała z uśmiechem.
-Ale nie ma u mnie taryfy ulgowej.
-To się dobrze składa. Bo ja też nie.
Ustaliliśmy naprzeciwko siebie. Pamiętałem, że nie lubi kiedy ktoś podchodził do niej za blisko, ale sama chciała... Podszedłem powoli wymierzając rękę w jej brzuch, ale odparła atak. Kolejne prób uderzenia zakończyły się odparciem z jej strony. Nie chcąc zrobić jej krzywdy robiłem wszystko w miarę spokojnie. Po paru minutach postanowiłem zakończyć to. Złapałem jej rękę i w miarę ostrożnie wykręciłem do tyłu, złapałem drugą, którą również odciągnąłem na plecy. Unieruchomiłem ją i ustawiłem się odpowiednio, aby nie mogła mnie kopnąć.
-Stawiasz-powiedziałem jej do ucha wciąż za nią.
-Na to wygląda.
Przypomniało mi się, kiedy to kogoś zupełnie innego szkoliłem. Puściłem Taigę i zaczęła rozmasowywać sobie ramię.
-Nie przeżyła byś tu.... No może daję ci pięćdziesiąt procent szans. Zawsze możesz przywalić... poniżej pasa. Do samoobrony dobry jest też przerzut przez bark. Wiesz jak?
-Niej więcej...
Pokazałem jej co i jak. Usiedliśmy na krzesłach, stojących na tarasie.
-Jesteś trzecią dziewczyną, z którą... ćwiczyłem samoobronę, wbrew moim zasadą.
-Jaki zaszyt-zaśmiała się.-Kim były dwie pozostałe?
-Sue, przez którą miałem rozciętą wargę i śliwę pod okiem oraz Nina, kiedy jeszcze była... inna.
-Inna?
-Nina jaką poznałaś to efekt oddziaływania grupy, z którą się zadała. Wszyscy znają ją taką. Wcześniej była... spokojna, nieśmiała i delikatna, obawiała się wielu rzeczy, a teraz... Sama widziałaś. A wszyscy się dziwią jak mogłem z nią być... Cóż ludzie się zmieniają. Ale nie ważne. To co? Kiedy umawiamy się na to piwo?

Taiga?

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Jonathan'a cd Ash'a

Byłem zbyt zajęty zabawą z koniem, by zwracać uwagę co robi Ash. Jednak gdy odwróciłem ku niemu wzrok, zobaczyłem, że chłopak śpi, chicho pochrapując. Zmarszczyłem brwi, lecz po chwili jednak się roześmiałem.
- Popatrz Angus, twój pan zasnął. Zrobiłbym mu psikusa, ale to nieładnie, prawda?- na to zarżał i odepchnął mnie lekko łbem- Spokojnie, nic mu nie zrobię- zachichotałem, przeczesując palcami jego grzywę. Chłopak wyglądał jakby był z porcelany, a choćby dotknięcie go, mogło go w pewien sposób skrzywdzić. Co tu dużo mówić, Ash jest po prostu przystojnym, młodym i silnym chłopakiem. Teraz uśmiechał się błogo, ciekawe czy coś mu się śniło. Widząc to jak śpi, skrzywiłem się lekko. Będzie go bolał kark, jeżeli nie cały kręgosłup. Podreptałem do domu, gdzie przegrzebałem szafę w poszukiwaniu czystej poduszki. W końcu znalazłem, była opakowana w jakąś folię, czyli nawet jeszcze jej nie otworzyłem. Wyciągnąłem ją z opakowania i szurając stopami o podłogę, wróciłem na dwór. Spał jak zabity, więc bez problemu osunąłem go na ziemię i wcisnąłem mu pod głowę poduszkę w pandy. Był moment gdy zaczął się wybudzać, ale tylko mruknął coś w stylu: "Jeszcze dwa papierosy" i znowu odpłynął. Urocze...
Poszedłem przywiązać jeszcze jego konia do płotu, chociaż wiedziałem, że raczej nie ucieknie, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Chłopak właśnie przewracał się na drugi bok, podkładając dłoń pod poduszkę. Gdybym miał dość siły, podniósłbym go i przeniósł na moje łóżko, albo chociaż kanapę. No cóż, jestem na to za słaby. Wróciłem do domu i postanowiłem zaparzyć sobie zieloną herbatę. Ostatnimi czasy strasznie dużo jej pijam. Czekając, aż woda się zagotuję, zacząłem sprzątać. Posprzątanie tygodniowych śmieci, raczej nie powinno być trudne. Nie powinno... ale wracając. Po pół godzinie, zebrałem trzy worki brudów. A to tylko kuchnia... odgruzowałem jeszcze przedpokój i korytarz, a potem wyszedłem na dwór wyrzucić śmieci, bo ubrania leżały już w koszu na pranie. Ash dalej spał. Ciekawe jak to wygląda dla przechodniów. Idziesz sobie na spacerek i nagle widzisz jakiegoś gościa śpiącego na trawniku. No nieźle...

(Ash? Nie mam pomysłu ;D )

Od Ash'a C.D. Jonathan'a

Chłopak zaczął mnie trochę przerażać tą swoją nadpobudliwością i dziwnością. Spalałem kolejne papierosy, a Jona nadal bawił się z Angusem. Raz nawet próbował na niego wejść, ale w połowie zleciał zaliczając glebę. Kiedy chciał podejść od tyłu od razu go powstrzymałem.
- Lepiej tego nie rób- powiedziałem.
- Czemu?- spytał zatrzymując się.
- Bo może cię kopnąć, a uwierz że nie chciałbyś dostać kopniaka w brzuch od takiego olbrzyma. Już wielu pożałowało że z nim zawarło. A tobie to już przy pierwszym razie połamałby wszystkie żebra- wzruszyłem lekko ramionami przystawiając papierosa do ust i to już był ostatni.
Sześć jak na jeden raz wystarczyło. Zakryłem usta ręką przy okazji zbierając. Ostatnimi czasy trochę się nie wysypiałem. Skrzyżowałem ręce na piersi i położyłam mogę na nogę lekko się osuwając w dół. Spojrzałem raz jeszcze na Angusa i Jona, po czym spuściłem głowę zamykając oczy. Szybko udało mi się zasnąć. W sumie dobrze. Nie umrę jak raz na jakiś czas utnę sobie drzemkę.

<Jonathan? Pff porównaj swoje do moich xd>