wtorek, 18 sierpnia 2015

Od Jonathan'a

Nie ma to jak zbieranie tych irytujących, świecących na niebiesko ziół po północy. Czemu po północy? Bo tylko wtedy są widoczne. W każdym bądź razie, wróciłem do "domu" o godzinie czwartej w nocy. Brak snu mi nie służy, przez co już od rana byłem rozdrażniony. Obudzony przez promienie słońca, miałem ochotę j****ć w wyłącznik światła, którego nie było. Zrezygnowany zawyłem przeciągle w podusię i postanowiłem jednak zwlec się z łóżka. Jednakże nawet wtedy pech nie chciał mnie odpuścić. Moja mała nóżka musiała, po prostu musiała zaplątać się w białą pościel, przez co gdy wyczołgiwałem się z łóżka nazwyczajniej w świecie padłem na twarz. Po prostu kocham te cudowne poranki... Na uspokojenie zaparzyłem sobie zieloną herbatę. Uwielbiam zieloną herbatę. Jest taka... zielona.
Stałem w kuchni opierając się tyłkiem o blat wyspy kuchennej, sącząc przy tym odprężający, gorący napój. Czasem się zastanawiałem, dlaczego zostałem akurat zielarzem. Aaa no tak, matka tak chciała. "Nie będziesz zabójcą, strażnikiem, czy handlarzem! Masz utrzymać rodzinną tradycję i zostać zielarzem!" Nie wiem, czy chciała, czy nie, ale rym jej nawet wyszedł. A może to kolejny wierszyk rodzinny przekazywany z pokolenia na pokolenie? Nie wiem. Ale ta praca i tak jest dość lekka. Na pewno wolę to, niż targanie za sobą jakiegoś straganu i handlowania z pijanymi uchodźcami. Minus tego, to to, że czasem musisz wstać o czwartej nad ranem, żeby zebrać dzikie pomidory, albo wyjść po północy, po te neonowo-niebieskie kwiatki, które dodaje się do kremów przeciw starzeniu się skóry. Podobno działały... PODOBNO. Ja tam w to nie wierzę. Może jak będę emerytem...
Po wypiciu herbaty i ubraniu się postanowiłem wyczłapać z mieszkania. Przebywanie w tym otoczeniu, raczej nie wpływa dobrze na zdrowie... raczej na pewno nie wpływa dobrze. Moja wina, że jestem niechlujem?
Tak, twoja.
Tak, wiem głosie wewnętrzny. Ostatnio dużo się udzielasz. Nazwę Cię Bob. Nie, to za bardzo oklepane. Ja jestem Jonathan, to ty będziesz Jonasz... oo tak...
Jesteś taki oryginalny...
CO NIE? Ale wracając. Przebywanie w otoczeniu dwu tygodniowych koszulek, starego jedzenia i smrodu, nie jest zbyt zdrowe. A poza tym przydałoby się przewietrzyć. Tak przez godzinę... może z osiem...
Szedłem przed siebie dość radosnym i niezwykle szybkim krokiem. Jak zwykle. Niektórym mogłoby się wydawać, że truchtam, a nie idę. Niestety takie przemieszczanie się, szczególnie w moim wykonaniu, zawsze kończy się upadkiem. Tym razem wpadłem na kogoś wyższego ode mnie, co nie było zbyt trudne, patrząc na moje 166 cm.Wylądowałem z plaskiem na tyłku. Na brudnym chodniku. Nie był brudniejszy od mojego pokoju, więc dużej różnicy mi to nie zrobiło. Syknąłem cicho, ale zaraz się podniosłem otrzepując pośladki z kurzu. Zobaczyłem przede mną plecy. Męskie plecy. Zadarłem głowę do góry, aby zobaczyć spoglądającą na mnie przez ramię postać.
- Przepraszam?- zachichotałem, przy czym wyszczerzyłem się. Wręcz czułem jak w moich policzkach robią się dołeczki.

(Panie Janie? Wat? Po prostu, ktoś?)

Brak komentarzy: