Przedzierałam się przez zarośnięte chaszcze, przeklinając pod nosem swój
brak wyobraźni. Jak mogłam myśleć, że zdążę dostarczyć zioła pani
Kingsley, a później wrócić do miasta przed zmrokiem? Przecież to
niewykonalne! A jednak, zdawało mi się, że dam radę. A teraz chodzę po
omacku przez las, podczas gdy dookoła słyszę jedynie pohukiwanie sów i
trzaskanie gałęzi pod moimi stopami. Boję się...Cholernie się boję!
Nagle po mojej prawicy usłyszałam jeden dodatkowy dźwięk...Przystanęłam,
wstrzymując jednocześnie oddech. Raz, dwa, trzy...Dźwięk już się nie
powtórzył. Nim jednak ponownie ruszyłam przed siebie, odczekałam jeszcze
z pięć minut. Kiedy ostatecznie stwierdziłam, że musiało mi się tylko
przesłyszeć, wznowiłam przedzieranie się przez krzaki. Księżyc w pełni
pewnie by i mnie cieszył, gdyby nie fakt, że wilkołaki istnieją i pewnie
grasują gdzieś w pobliżu, szukając ofiary na pożarcie. Tak samo
wampiry, demony, zmiennokształtni... Wymieniając w myślach wszystkie
możliwe stwory, które mogłyby mnie zabić, nie zauważyłam, że nieopodal
dziwaczny dźwięk znów zaczął hałasować. Stanęłam jak wryta, mocno
przyciskając malutki, wiklinowy koszyczek do piersi. Słyszałam bicie
własnego serce i swój przyspieszony oddech. Czy to były kroki? Czy ktoś
tutaj jest...
- H-halo - cichutko jęknęłam - Jest tu kto?
Nie spodziewałam się odpowiedzi, a raczej dzikiego warknięcia i okropnego skowytu. A jednak ktoś odpowiedział.
Ktoś? :> Uratujesz damę z opresji? :<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz