piątek, 14 sierpnia 2015

Od Samuel'a CD Kate

Wkurzenie to mało powiedziane jak wewnątrz się czułem. Przybrałem postać czarnego orła i wyruszyłem do siebie. Pierwszym miejscem gdzie udałem się po dotarciu na północ był mój dom. Zacząłem przegrzebywać się przez sterty papierów licząc na to, że coś pominąłem. Że jednak coś da się zrobić dla tamtych istot z  instytutu.
-Co Ty robisz? - Usłyszałem za sobą bardzo znany mi głos. Oparłem dłonie o sterty papierów i zacząłem się w nie wpatrywać.
-Wszystko się spie*****ło. - Zaśmiałem się tylko. Mój przyjaciel podszedł do mnie bliżej. Położył swoją dłoń na moi ramieniu. Podniosłem delikatnie głowę i spojrzałem na niego. Jego ciemnobrązowe włosy były teraz czarne. Nie patrzył na mnie tylko na stół. Wygrzebał coś po chwili spod grubej teczki. Była to mała, zgnieciona karteczka. Podał mi ją z delikatnym uśmiechem. Wahałem się przez sekundę po czym ją rozwinąłem. Wewnątrz była rozpiską naukowców którzy zostali wysłani w delegację. Czyli jest jednak nadzieja, że nie wszyscy jeszcze zginęli.
-Jesteś genialny! - Czytałem kolejny raz kto został. Strażników miałem już z głowy bo wszystkich kilkadziesiąt minut temu spaliłem. Wyleciałem z domu jak strzała. W progu zmieniłem się w czarnego kruka i ruszyłem w stronę instytutu. Wylądowałem przed budynkiem, który jeszcze nie dawno się palił. Stałem się wtedy demonem, wokół mojego ciała zapłonął ogień.
Szczerze mówiąc nie potrzebowałem, a raczej nie chciałem wsparcia.
Drzwi nadal były zamknięte. Uśmiechnąłem się diabelnie kolejny raz. Wyciągnąłem rękę przed siebie, spojrzałem na zgięte w pięść szpony. Wyprostowałem je, a z dłoni strzelił ogień. Opuściłem rękę i ruszyłem do środka, cały czas miałem delikatny szyderczy uśmiech na twarzy. Na głównym holu wyskoczyło na mnie dwóch mężczyzn w białych kitlach. Za nimi natomiast wybiegło czterech mundurowych. "Co jest? Tych naukowców nie powinno być, tak samo jak strażników" mój mózg chodził na najwyższych obrotach.
-Stój! Nie ruszaj się! Będziemy strzelać! - Mężczyźni przekrzykiwali się nawzajem., dla mnie to było śmieszne. Co może zrobić człowiek demonowi.
-Chodźcie. - Zaprosiłem ich gestem dłoni. Brzmiałem jak wszystkie demony, diabły razem wzięte.
Niepewni czy mają walczyć ze mną na dystans czy może jednak podejść bliżej. Postanowili, że będą strzelać. Zaśmiałem się tylko i pstryknąłem szponami, a tamci padli nieprzytomni na posadzkę. Z piekła przywołałem demona zemsty. Podłoga zapadła się pod ogromną dziurą z której zaczął wychodzić piekielny ogień. Razem z naukowcami uważnie patrzyłem na to co się działo.
Po chwili z płomieni wyłoniła się nieziemsko piękna kobieta. Była ubrana niezwykle skromnie.
-Arioch możesz się nimi zająć? - Wskazałem pazurem na mężczyzn.
-Oczywiście Sam. - Nie raz miałem z tym demonem do czynienia. Zawsze ukazywał mi się w innej postaci. Muszę przyznać, że miałem z Arioch dobry kontakt.
Razem ruszyliśmy przed siebie w stronę ludzi, ja ich ominąłem aby pójść dalej. Jednak demon z każdym krokiem stawała się inny, pokazywał swoje prawdziwe oblicze. Oblicze którego żaden normalny człowiek nie był w stanie znieść.
Nie interesowało mnie co się tam dzieję, jednak słyszałem cały czas jak demon śpiewa kobiecym głosem zagłuszając krzyki i błagania.
Znałem bardzo dobrze tą piosenkę i nuciłem ją pod nosem kiedy przeszukiwałem resztę pomieszczeń aby odnaleźć pozostałych naukowców.
Nadal nie miałem pojęcia co robili tutaj tamci z delegacji i strażnicy. Jednak nie to było moim priorytetem. Obszedłem wszystkie pokoje w budynku, nigdzie nie było nikogo. Został tylko jedno miejsce, podziemne laboratoria oraz więzienie. Szybko zbiegłem do podziemi. Korytarz był słabo oświetlony, żarówki migały. Istna scena jak z horroru. Uspokoiłem swój umysł, płomienie otaczające mnie zniknęły. Z demona przemieniłem się w mysz. W betonowych ścianach były wydrążone cele. Były one przepełnione, warunki w których cudem było przeżycie. Wyglądało to trochę jak lochy ze średniowiecza. Przemknąłem szybko niezauważony do końca tego korytarza.
Nie miałem problemu aby dostać się do środka sali. Wewnątrz stała grupa mężczyzn w białych fartuchach. Przy ścianie stali strażnicy, około dwudziestu. Nie mogłem pozwolić sobie na żadną brawurową akcję, z buta wjeżdżam i dzieje się masakra. Nie mogłem tak, bo dokładnie widziałem co się stanie. W każdej z cel jest zamontowany w ścianie ładunek wybuchowy. Każdy naukowiec ma pilot na którym jest zainstalowany przycisk dzięki któremu może wysadzić wszystko co znajdowało się za drzwiami.
Wnętrze było ogromne i jasne. Ściany, podłoga oraz szafki były śnieżnobiałe. Jedynie stoły operacyjne, klatki i narzędzia były metalowe. Nigdy nie byłem tutaj, ale nie musiałem pytać nikogo aby wiedzieć co tu się działo. Schowałem się pod jednym z mebli, obserwowałem czekając na rozwój wydarzeń oraz obmyślałem plan co zrobić dalej. Wtedy na salę wjechał "stół-pułapka". Na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym specjalnym od zwykłego stołu operacyjnego. Lecz kiedy magiczna istota była do niego przypięta lub go dotykała traciła wszystkie moce. Stawała się tak jakby zwykłym człowiekiem. Wiem jak to działało bo raz miałem okazję go dotykać. Potrząsnąłem głową i poczekałem na rozwój wydarzeń. Dwóch strażników podbiegło do "obiektu". Nie mogłem ocenić kim jest ta osoba, była przykryta białym prześcieradłem. Kiedy jednak mundurowi podnieśli pionowo stół materiał opadł... Moje oczy zrobiły się ogromne, przypięta była tam niezgodna. Ta niezgodna z którą dzisiaj walczyłem. "Kur**. Jeśli choćby zdążyli pobrać jej krew na badania mamy przesrane." Tysiące myśli przebiegało przez mój umysł.
Nieznajoma miała knebel w ustach, była otumaniona. "Musieli użyć strzałek" kolejna myśl. Naukowiec wziął do ręki skalpel i zaczął podchodzić do niezgodnej. Nie może mieć żadnej czystej próbki jej krwi!
Ryknąłem zmieniając swoją postać w smoka lodu. Oczywiście kiedy moje rozmiary znacznie się powiększyły szafka dosłownie odleciała. Spojrzenia wszystkich powędrowały na mnie. Otworzyłem paszczę i użyłem magii lodu, zamroziłem wszystkich wokół. Oszczędziłem jedynie niezgodną i tak była bezbronna, tak więc nie zrujnuje mojego planu drugi raz.
Kolejna zmiana tym razem przybrałem ludzką formę. Zrobiłem ogromną dziurę w ścianie i wydrążyłem w ziemi tunel prowadzący na powierzchnię. "Droga ucieczki jest gotowa."
Odmroziłem kieszenie naukowców aby pozabierać im piloty i zniszczyłem je. Zostawiając sobie tylko jeden.
Wyszedłem na korytarz w ludzkiej postaci, istoty zamknięte w klatkach zaczęły się denerwować. Nienawidziły ludzi. Włożyłem dłonie do kieszeni i pokazałem im, że jestem podobny do nich. Widziałem, że się uspokajają lecz nadal mi nie ufali. Wcisnąłem wtedy guzik odpowiedzialny za otwarcie klatek. Na początku wszyscy odsunęli się od wyjścia. Wiedzieli co to oznaczało, lecz nie dzisiaj. Dzisiaj był dzień który zapamiętają do końca życia. Nie czekając na ich dalsze reakcję wszedłem do sali gdzie byli zamrożeni ludzie. Odpiąłem dziewczynę od stołu i złapałem ją aby nie uderzyła głową o posadzkę. W tym czasie pierwsze z magicznych osób zaczęły wchodzić do pomieszczenia.
-Chcecie zemsty? - Zapytałem kiedy wszyscy niewolnicy się zjawili.
Ktoś z tłumu krzyknął "Tak!"
-W takim razie proszę bardzo. - Pstryknąłem palcami i ludzie zostali odmrożeni. Magiczne istoty wiedziały już co robić. Ja jednak odpuściłem sobie kolejne mordy, po prostu już mi się to znudziło. Wyniosłem niezgodną na powierzchnię, skierowałem swoje kroki do lasu. Położyłem ją pod jednym z drzew. Przyzwałem demona aby sprawdził czy już wszyscy żywi opuścili instytut. Po kilku minutach dostałem twierdzącą odpowiedź. Wyciągnąłem z kieszeni pilot i nacisnąłem guzik. W tym czasie dziewczyna odzyskała świadomość. Usłyszała ogromny huk.
-Co to było? - Wymamrotała pocierając głowę dłonią.
-Koniec instytutu nauk. - Zaśmiałem się podle.
Kate?

Brak komentarzy: