Gdy weszłam do środka od razu co dało o sobie znać był wszechobecny
kurz. Chcąc przejść kawałkiem korytarza nadepnęłam na obluzowaną deskę,
która po poruszeniu się wniosła do góry ogromną warstwę tego paskudztwa.
Kichnęłam.
-Przepraszam..-mruknęłam.
Ostatnie słoneczne promienie wpełzały leniwie do środka budynku, tym
samym rzucając cudowne refleksy na starą, miejscami zdartą dębową
podłogę. Ten dom musiał być naprawdę stary. W końcu w obecnych czasach
nie produkuje się już tak ciężkich mebli, drzwi prowadzące do pokojów
nie są już tak masywne. Zielonymi oczyma chłonęłam wnętrze
pomieszczenia, do którego prowadziły pierwsze, a i otwarte drzwi.
Weszłam tam. Stary, podjedzony już przez mole fotel, opanowany przez
korniki drewniany stolik. Na nim leżała gazeta. Żółty, delikatny papier,
starty już częściowo tusz. Dopatrzyłam się jednak daty, wydrukowanej w
lewym górnym rogu. 18 września 1970 roku…
-Hm…na jedną noc powinno to nam starczyć..-ocenił Arthur, który pojawił się nagle za mną
-Tak…Na pewno- odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam
Zapadł zmierzch.
-Musimy sobie skombinować miejsce do snu. Nie marzę, co prawda o jakimś
wygodnym posłaniu, ale przydałby się odkurzyć choć kawałek podłogi do
tego celu..-westchnęłam-Zajmę się tym..
Z małej podróżnej torebki, którą cały czas miałam przy sobie wyciągnęłam
kawałek materiału, którym z powodzeniem mogłam „zamieść” choć trochę tę
zakurzoną podłogę. W sumie to dwa kawałki, równoległe do siebie, jeden
dla mnie, a drugi- oczywiście- dla mojego towarzysza
-Okej..sądzę, że jest dobrze. Nie jakoś wybitnie, aczkolwiek czyściej niż wcześniej.
Z tej samej torby wyciągnęłam też mój czarny materiałowy płaszcz, który
podczas podróży ucierpiał do tego stopnia, iż zamienił się w dwa osobne
kawałki materiału.
-Chcesz?-spytałam towarzysza
Przez chwilę chłopak zastanawiał się, po czym przyjął część i podziękował.
Jako, iż boję się ciemności, oznajmiłam, że już pójdę spać, by nie
męczyć się w wypadku, gdyby światło księżyca nie zawitało do nas przez
okno.
***
Obudziłam się. A raczej zostałam obudzona. Za oknem szalała burza.
Błysk. Grzmot. Krzyknęłam. Przyłożyłam rękę do swych ust i spojrzałam w
prawo by zobaczyć czy nie obudziłam Arthura. Ten właśnie podnosił się do
siadu. Kolejne grzmoty. Skuliłam się, okrywając peleryną i pisknęłąm
cicho. Bałam się.
(Arthur?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz