środa, 12 sierpnia 2015

Od Grace

Kolejny łyk alkoholu przyprawił mnie o mdłości.
Dom, w którym mieszkałam z bratem, był własnością pierworodnego Snowknigtów - Caleba. Znajdował się w centrum Koln. Mogłoby się wydawać, że to bogate miasto, wszystko wygląda schludnie. No cóż... Niespodzianka. Miejscowość była najbardziej wysuniętym zamieszkałym miejscem na północ. Lata były tu chłodne a zimy bardzo mroźne. Śnieg pokrywał teren przez większą część roku, roztopy zdarzały się jedynie w miesiącach letnich. Odpowiadało mi to w stu procentach, uwielbiałam senny świat pogrążony w bieli. Nie przeszkadzał mi nawet mróz, który szczypał w nos. Jednakże, przy najgorszych temperaturach, mieszkanie na poddaszu było niemożliwe. Wiatr dawno się tam zadomowił i wesoło hulał w środku. Parter nie był najgorszy, w sumie, to warunki mieliśmy dobre.
- Cholerny żywot - wyszeptałam do siebie i skrzywiłam się słysząc trzaśnięcie drzwiami.
Olivier wkroczył do salonu połączonego z jadalnią. Wykręciłam szyję by spojrzeć na niego i schowałam butelkę pod bluzę. Obserwował mnie uważnie ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Z jego oczu biło zimno, którym zawsze obrzucał mnie, gdy podejrzewał mnie o coś.
- Czuję alkohol - przeskoczył kanapę i usadowił się obok.
- To nie pij tyle - odpowiedziałam próbując zdobyć się normalny ton.
Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Wystawił otwartą dłoń czekając, aż oddam trunek. Nic przed nim nie umiem ukryć. Z ciężkim westchnięciem podciągnęłam ubranie i podałam szkło.
- Grace i bimber kupiony nielegalnie u Helene... - pociągnął łyk z butelki, co mnie lekko zaskoczyło. - Okropny - wyszeptał z kwaśną miną.
- Topię w nim swoje smutki - odpowiedziałam na pytanie, które nie padło.
- Żyjesz jak chcesz. Co ci tu nie pasuje?
- Bycie tym wielkim bydlem, które potrafi wszystkich odstraszyć.
- Nie zapominaj, że każdy z rodziny Snowknightów taki jest - dźgnął mnie łokciem w bok i rozsiadł się wygodnie.
- Mogłam być lesbijką, mogłam urodzić się bez oka, ale nie. Musiałam zostać średniowiecznym stworzeniem, które teoretycznie nie ma prawa istnieć.
- Wszystkie kobiety tak dramatyzują? A wiem... Masz te dni - kolejny łyk wykrzywił mu jeszcze bardziej twarz.
- Widzisz te pazury? - pokazałam mu moje paznokcie, które "hodowałam" już dosyć długo. - Przeoram ci nimi twarz wzdłuż i wszerz.
- Nadal będę zachwycał swym wyglądem - mruknął z kamienną twarzą. - A z resztą, co cię ugryzło? Zazwyczaj jesteś opanowana i... cicha.
- Wesołek z ciebie - wyrwałam mu bimber z ręki i odstawiłam na stolik kawowy przed nami. - Dzwonił Luke albo Caleb?
- Nie - pokręcił głową sięgając po pilot od telewizora. Przeskakiwał z kanału na kanał tak długo, aż znalazł jakiejś stacji naukowej. Zaczynał się akurat program o naszej rodzimej planecie.
- Na prawdę chcesz to oglądać? - spytałam spoglądając na niego z ukosa.
- No to proszę, znajdź coś - oddał mi przedmiot.
Sport, informacje, bajki dla dzieci, dokumenty, muzyka... Skończyłam na kanale 180, bo nie miałam sił na wysłuchiwanie ciągłego ''Zdecyduj się!'', ''To jest fajne!'' mojego brata. Zachowywał się jak czasem małe dziecko, których nie lubiłam. Wyłączyłam odbiornik i rzuciłam ''zmieniarkę'' na fotel. Obróciłam się plecami do ekranu i położyłam nogi na oparciu sofy. Głowę zwiesiłam bezwładnie. Świat jest ciekawszy, gdy widzi się go do góry nogami.
- Jesteśmy potworami - stwierdziłam nagle.
- Tu się mogę zgodzić - Olly pokiwał głową patrząc na punkt za oknem. - Ale nie jesteśmy krwiożerczymi bestiami, które nie potrafią się opanować.
- Ty jak zwykle nic nie rozumiesz... - westchnęłam.
Zdjęłam nogi z oparcia kanapy i poderwałam się do siadu. Rozejrzałam się w poszukiwaniu torby myśliwskiej, którą zawsze miałam przy sobie. Widząc ją na stole w jadalni, skoczyłam na równe nogi porwałam ją, biegnąc do holu. Włożyłam znoszone buty i narzuciłam na ramiona grubą zapinaną bluzę. Upewniwszy się, że w torbie siedzi Ben, otworzyłam szarpnięciem wejście.
- Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę! - krzyknęłam do brata.
Słysząc jego cichy śmiech, rzuciłam mu przez ramię ostatnie spojrzenie.
Znajdowałam się prawdopodobnie w okolicach Ocester. Kroczyłam sprężystym krokiem ścieżką wydeptaną w śniegu. Biały puch skrzypiał mi pod stopami, czasem odezw ały się ptaki. Błądziłam już trzecią godzinę i nadal nie miałam dość. Wkraczając na rozległą polanę, poczułam się obserwowana. Zatrzymałam się przy jednym z drzew, obserwując okolice. Nie miałam nic, czym mogłabym się obronić. Owszem, zmiana w smoka wchodziła w grę, ale wolałam nie ryzykować.
- Pokaż się - wyszeptałam, lecz nie usłyszałam samej siebie. Uszy wypełnił mi szum krwi.

Ktoś?

Brak komentarzy: